Przejdź do głównej zawartości

Lot samolotem z dzieckiem

Zwiedzanie wyspy

Po śniadaniu na plaży z widokiem na wulkan ruszyliśmy w podróż. Zobaczyliśmy, że właściciel nam zatankował skuter, miło :-) No to ruszamy w podróż. Pierwszy przystanek to Crystal Bay, plaża oddalona od nas około 13 km. 
Na drodze jest istne szaleństwo przynajmniej w moim mniemaniu, panuje ruch lewostronny, co jakiś czas ktoś trąbi Ci z tyłu, bo np. informuje, że jest blisko. Trąbienie tutaj oznacza "Uwaga jestem za Tobą". Mało kto z lokalnych patrzy w lusterka, oni używają klaksonów. Nie ma to nic wspólnego z tym co u nas typu: "Spier*** z drogi!". Droga jest wąska, przy mniej uczęszczanej drodze ciężko jest wyminąć się dwóm samochodom.
Przy bocznych drogach prowadzących do atrakcji turystycznych jeżdżą tylko samochody z turystami  Do tego czasami może Ci kura z kurczakami wybiec na drogę lub ospały pies. Na początku było dobrze, ładny asfalcik, zero dziur, nawet linia przerywana. Potem się zaczęła węższa droga, ale nadal był dobry asfalt. Jadąc sobie spokojnie w pewnym momencie ktoś za nami włączył klakson, ale taki bardzo zbliżony do policyjnego. W duchu myślałam sobie „Tylko nie policja, tylko nie policja !”. Uff, na szczęście to byli motocykliści z prawdziwego zdarzenia. Tak dojechaliśmy do pierwszego przystanku Crystal Beach. 
Trasę pokonaliśmy po jakiś 35 minutach. Dla osób, które nigdy do tej pory nie jeździły na motorach (ja będąc dzieckiem jechałam z rodzicami WSKą jako pasażer) daliśmy radę ! Na miejscu było jeszcze bardzo mało ludzi, dopiero się zjeżdżali. W końcu była godzina 09:00. Normalni ludzie na wakacjach o tej porze dopiero wstają. Plaża ładna, przyjemny piasek, duże fale. Nie bez powodu ludzie tutaj przyjeżdżają surfować. Tomek zyskał nowego kolegę, a raczej koleżankę. Czarnego pieska, który się do niego przybłąkał.
Posiedzieliśmy odpoczęliśmy. Sprawdzając trasę okazało się, że google maps każe nam jechać dziwną trasą, na około. Strasznie dużo musimy nadrobić, zamiast sobie jechać wybrzeżem. Trudno podobno za godzinę mamy być na miejscu. Sporo, ale jest dopiero 09:00 rano. Ruszyliśmy w trasę. Przejechaliśmy asfalt i nagle mieliśmy skręcić w lewo. Tutaj patrzymy, a droga jest tragiczna! Ostre kamienie, dziury, szczębki asfaltu. Zatrzymaliśmy się upewnić, czy to na pewno tu. Zapytałam robotników, czy to trasa na Broken Beach okazało się, że dobrze jedziemy. Ogólnie bardzo dużo mijaliśmy budujących się domków, hoteli itp. Paleniska palm, dźwigi :-( To co wspominałam wcześniej ostatnie lata dzikości. Droga okazała się przekleństwem, na tyle, że w tym momencie bardziej martwiłam się o nasz skuter niż o nas samych. Kąt nachylenia drogi z górki/ pod górkę to nawet w Chorwacji takich nie spotkaliśmy albo wystające rury niczym progi zwalniające mało widoczne z daleka. To było wyzwanie!
I jeszcze jechały białe busy z turystami, których należało puścić. W pewnym momencie patrzymy jeden się zatrzymuje, zaciekawieni dlaczego, okazało się, że jeden turysta wymiotował przez okno. Mógł chociaż pofatygować się i wyjść z tego samochodu. Ale co mi tam on. Olać, może miał chorobę lokomocyjną, po tych kamieniach nieźle trzęsło. Co jakiś czas mijaliśmy plastikowe butelki z paliwem do kupienia. Jechaliśmy przez wioski, które takie widoki jadących turystów mają codziennie. Bardzo prawdopodobne, że przez te busy drogi wyglądają jak wyglądają. Nie byli nami zaciekawieni, w końcu zaburzamy ich spokój. Po prostu muszą się do tego przyzwyczaić. A będzie jeszcze gorzej. Mijaliśmy domki z dachem z liści palmowych, pasące się brązowe krowy na łąkach, czarne świnki. Ile byłam w stanie to obserwowałam sobie ludzi zniszczonych od słońca, siedzących, leżących, śpiących na swoich bambusowych konstrukcjach. Dzieci często sprawdzały sobie włosy (wszy?). Kobiety plotły koszyczki z liści bananowca, żeby potem je uzupełnić darami. Mam wrażenie, że to ich tutaj główne zajęcie. Większość czasu spędzają na tworzeniu tych dzieł. Po godzinie dojechaliśmy na miejsce, przy wjeździe powitał nas pan, kasując 5 000 rupii za parking (około 1zł).
nasza trasa
Musiałam pójść do toalety płatnej oczywiście kolejne 5 000 rupii. Było ok, chociaż zapomnij o spłuczce, umywalce, dostępny był tylko plastikowy rondelek z wodą do spłukania. Ręce umyłam w blaszanej beczce stojącej obok. Udaliśmy się na coś chłodnego. Następnie zaczęliśmy zwiedzać. Nie pytajcie jak wyglądałam. Jak tzw. 5 złotych ... Od kasku moje włosy wołały o pomstę do nieba. Byłam spocona, czerwona tylko licho wie co tam jeszcze. Jak widziałam te "świeże" dziewczyny wychodzące z klimatyzowanego busa, pozujące do zdjęć na milion pozycji w sukienkach, w kapeluszach, zwłaszcza Chinki, myślałam sobie " Po co Ci to było?", trzeba było zapłacić z 550 000 rupii i kierowca by Cię obwiózł po wszystkich atrakcjach. A nie męczyć się na słońcu z wypożyczonym skuterem za 60 000 rupii za dzień.
We can do it !
Pomyśleliśmy jak my wrócimy ... ta droga pod górkę, z luźnymi kamieniami, z balastem na tyle (czyt. ja), masakra. No trudno, odpoczęliśmy sobie po trudnej podróży. Pozwiedzaliśmy przepiękne klify, Broken Beach, chociaż ja żadnej plaży tam nie widziałam :-) chyba dla samobójców. 
Woda przepięknie krystaliczna, błękitno – zielona robiła niesamowite wrażenie, taki raj dla oka. Coś niezwykłego ! To naprawdę lepiej wyglądało w rzeczywistości niż na zdjęciach.
Pora wracać, mieliśmy plan taki, żeby robić przystanki na zdjęcia przy pięknych krajobrazach. Nie wiem ile razy przeklęłam na tę drogę. Nie potrafię zliczyć. Nie zostaniemy przyjaciółmi oj nie, pomimo, że poznałam ją dogłębnie. Kończąc trasę bez asfaltu (czyt. luźne kamienie, resztki asfaltu) minęliśmy dziewczyny, które nas zapytały, czy taka droga jest dalej. Powiedzieliśmy, że jest momentami nawet gorsza, i za 15-20 minut dojadą do celu. Widziałam, że zawróciły. Byliśmy świadkami jak chłopak stracił równowagę w pewnym momencie na wzniesieniu i żeby nie jego długie nogi mogli by poczuć glebę dokładniej. Cóż, udało nam się dojechać bez problemu do hotelu. Zrobiliśmy trzy krótkie przystanki na picie, zdjęcia. Minęliśmy ambonę bambusową idealne miejsce, na panoramiczne zdjęcie, ale właściciel chciał opłatę.
Siedząc sobie przy pobliskim sklepie zobaczyłam skuter policyjny, a następnie jeep'a policyjnego. Byłam w szoku, że jednak policja tu istnieje. Oby niedrogowa ;-) Gdy wróciliśmy byliśmy wykończeni. Właścicielce powiedzieliśmy tylko, że byliśmy na Crystal Beach, jej mina mówiła więcej niż tysiąc słów. „Very good, very good”. Jakbym jej powiedziała, że byliśmy na Broken Beach to chyba by zaniemówiła z wrażenia. Jak na świeżaków, którzy nigdy nie jeździli skuterem, jestem pełna podziwu dla Tomka. Odwalił kupę dobrej roboty :-) ! Co poza? Mam dosłownie spalone ramiona i uda. Jadąc skuterem nie czuje się słońca, tylko przyjemny wiatr. W drodze powrotnej nałożyłam już na siebie chustę, a mogłam to zrobić od razu. Mądry Polak po szkodzie. Teraz będę cierpiała, nawet filtr nie pomógł.
Podsumowanie:
Jak dojechać na atrakcje na Nusa Penida?
Wypożyczyć skuter (im dłużej tym cena niższa za dzień, cena taka racjonalna to od 50 000 ).
Wynająć kierowcę ze skuterem (my dostaliśmy propozycję 150 000 za osobę).
Są organizowane wycieczki bodajże z Kuty busami na główne atrakcje (ceny w zależności od ilości osób im was więcej tym wychodzi taniej, w naszym przypadku gdybyśmy jechali we dwójkę za osobę 550 000 w tym wliczony speed boat.
Ile trwa jazda skuterem do Crystal Bay? W zależności z jakiego miejsca ruszasz, nam zajęło ok. 35 minut (z okolic portu promu).
Trasa z Crystal Bay do Broken Beach – nie jest łatwa, z powodu jakości dróg. Nam przemieszczenie się do drugiej atrakcji zajęło godzinę.
Moje osobiste rady:
KASK obowiązkowo, nawet jeśli umiesz jeździć, to nie znaczy, że w Ciebie nikt nie uderzy.
Podczas jazdy na skuterze nie odczuwasz wysokiej temperatury i słońca. Posmaruj się porządnie filtrem lub osłoń odkryte części ciała (ramiona, nogi). Ucz się na moich błędach ;-)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Egzotyczne owoce w Tajlandii

Będąc w egzotycznym kraju, nie sposób jest się oprzeć w testowaniu tutejszych owoców. Wraz z rozwojem infrastruktury transportu niemal każdy egzotyczny owoc możemy znaleźć w sąsiednim markecie mieszkając w Polsce. Dziś przeglądając z ciekawości gazetki "Co mamy w promocji po świętach w Polsce?" (wyjaśnienie: został mi taki nawyk, nawet będąc obecnie w Azji, czasami lubię zajrzeć do gazetek dużych marketów, co jest obecnie na topie, mam świadomość, że wszystko szybko się zmienia, nie chcę wrócić do Polski i mieć świadomość Neandertalczyka ;-) ). Zauważyłam owoce, które mamy dostępne na każdym lokalnym bazarku w Tajlandii. Cóż porównajmy ceny, smaki, wygląd.  Znamy większości smaki tych owoców, ponieważ są ogólnodostępne w Polsce, ale czy ich smak jest taki sam? Przykładowa tabela cen owoców Polska / Tajlandia (stan cen z dn. 27.12.2017 r.) Lp Owoc Polska Tajlandia Biedronka Lidl Tesco Auchan Carrefour

Tajskie kosmetyki cz.1

Planując kolejną podróż do Tajlandii, chciałam po testować tym razem tutejszych kosmetyków. Zrobiłam rozeznanie w sieci, jednak ciężko coś znaleźć konkretnego. Większość kosmetyków typu: kremów, masek, filtrów do opalania jest wybielająca. Sporo z nich pochodzi z Japonii. Poniżej wzięłam pod uwagę te najczęściej polecane i spotykane w sklepie ogólnodostępnym seven eleven (7/11). PASTA DO ZĘBÓW Na pierwszy ogień: ziołowa pasta do zębów. Dostępna również w smaku: kokosowym.  Cena: 49 THB = 5,29 PLN Pojemność: 25 g Zapach : polski amol Konsystencja: gęsta Opis: ziołowa, wybielająca, usuwa odbarwienia po kawie, herbacie, tytoniu, utrzymuje świeży oddech. Stosowanie: dwa razy dziennie: rano i wieczorem. Zalety: pomimo skąpej pojemności, wydaje się być bardzo wydajna, mocno się pieni, naturalne składniki. Wady: gorzka w smaku (przy kilku pierwszych użyciach, potem człowiek się przyzwyczaja), mała pojemność. Po trzy tygodniowym stosowaniu widzę same plusy: Faktycznie wybiela zęby, b

Tajskie kosmetyki cz.3

Postanowiłam napisać kolejną część dotyczącą tajskich kosmetyków. Będąc w Tajlandii napewno warto przetestować poniższe dwa produkty. Lolane Natura Hair Treatment – Maska do włosów Maska stosowana do włosów suchych i zniszczonych. Zawiera olej jojoba oraz protein jedwabiu. Sposób użycia: Po umyciu włosów nałóż maskę na wilgotne włosy i delikatnie wmasuj. Pozostaw na kilka minut, a następnie spłucz wodą. Efekt: włosy pięknie pachną, są delikatne, miękkie. Nieśmiele porównać je w dotyku do jedwabiu, w końcu to jeden ze składników maski :-) Pojemność: 100g, 500g. Cena (100g, 2018r.): 42 THB (4,62 PLN) Maski można kupić m.in. w 7eleven oraz w Family Mart. Dostępne są również inne rodzaje masek z tej serii: Color Shield ze słonecznika, Diamond Shine System z masłem macadamia, Revital Hair Fall z buraków, For smooth andstraight z ekstraktu białej lilii. Puder ryżowy marki Srichand Bangkok 1948 Znacie to uczucie będąc w Azji: "mogłabym ro