Dziś dzień odpoczynku od wszelkiego zwiedzania. Po raz kolejny stawiamy sobie za cel, znalezienie czegoś do jedzenia. Idziemy na najbliższy bazarek niedaleko bazy wojskowej. Po drodze słyszymy helikopter, cóż musi gdzieś tu zaraz lądować. Stoimy czekamy niedaleko bazy. A jakże, mieliśmy rację, ląduje jakieś 100 metrów przed nami.
Tworzy tak silny podmuch wiatru, że pobliskie parasole garkuchni latają w górę jak szalone, tuż obok ruchliwa droga, nie wiele potrzeba, żeby taki parasol wylądował na masce samochodu. Spokojnie, ludzie czujni jak łasiczki, łapią je natychmiast (gdzieś to stwierdzenie już słyszałam haha). No dobra, trzeba się przełamać i zjeść coś lokalnego. Kusi budka z pieczonymi kurczakami z rożna. Przyglądamy się jak babcia, operuje sprawnie tasakiem. Dobra, bierzemy pół kurczaka i do tego dwie torebki ryżu. Wygląda smakowicie i jaki gorący ! Wiecie ile płacimy, tylko 75 thb. Tylko czym tu zjeść? Brudnymi palcami? Nie bardzo ... idziemy do 7 eleven po pałeczki, 10 sztuk = 10 thb. Nie zmarnują się. Zachodzimy po shake'i do naszej sprawdzonej pani, która kompletnie nic nie rozumie po angielsku :-) Prosimy o lemon i coffee shake'a. Wszystkie są po 25 thb. Pani gdzieś nam ucieka z oczu, hmm może nie ma limonek już na stanie? Dziwne. Wraca z jakąś sąsiadką, która pyta nas po tajsku haha, my stoimy i śmiejemy się. Przychodzi kolejna sąsiadka, która mówi po angielsku huraaa ! :D Śmieje się do nas, mówiąc, że one obie nas w ogóle nie rozumieją. Powtarzamy zamówienie, zaczynam rozmawiać z panią. Chwalę tutejsze shake, mówiąc, że te są lepsze niż w stolicy, ona się dziwi i mówi, że tutaj są bardzo tanie. Gawędzimy sobie :-) Pytam gdzie moglibyśmy sobie przysiąść i zjeść street food'a, pokazuje, że obok jej sklepu możemy śmiało usiąść i sobie zjeść. Restauracja jeszcze jest zamknięta, ale właścicielka nie będzie miała nic przeciwko. Podaje nam krzesełka, a my zadowoleni siadamy pałaszować ciepłego kurczaka. Za chwilę przychodzi ponownie i daje nam do dyspozycji miskę oraz swoje sztućce. Wow, jestem w mega pozytywnym szoku. Dziękujemy bardzo za gościnę ! :-)
Szwendamy się jeszcze po okolicy bierzemy na spróbowanie różane jabłko. Smak: zbliżony do jabłka, ale słodsze, bardziej soczyste.
|
różane jabłko |
Widzimy pole do paintball'a oraz tutejszą strzelnicę. Sprawdziliśmy co mamy ciekawego w okolicy, niedaleko szpital, park oraz za jakieś 1,2 km świątynia Wat Piyaram, no to podążamy do niej. Przy szpitalu tradycyjnie jak wszędzie biznes się kręci. Bazarki z jedzeniem, ubrania. O tutaj nas zaczepiają sprzedawczynie, nie krępują się wcale. Gdy doszliśmy do świątyni, ujrzeliśmy na górze schodów dużego grubego, szczęśliwego Buddę. Znak szczęścia i pomyślności. Aż uśmiech pojawił się na naszych twarzach :-) Tuż obok, znalazł się nawet pomnik hinduski.
W drodze powrotnej, zauważyliśmy pojedyncze klapki, tak się kończy jazda na skuterze :-) Poniżej dowód, a nawet dwa.
|
ktokolwiek widział, ktokolwiek wie :-)
|
Wracając, niedaleko szpitala, zobaczyłam na „przystanku” (wyjaśnienie: tu nie ma czegoś takiego jak przystanek / znak, samochód zatrzymuje się, w miejscach gdzie stoją zainteresowani
= czyt. machający łapką, chyba, że to jakiś strategiczny punkt np. szpital, dworzec wtedy to miejsce jest pewniakiem, że ktoś tam czeka) w stronę Mae Rim kobietę z dzieckiem, która miała na szyi złote obręcze. Kobieta pochodziła z plemienia Karen, zwane są również jako „kobiety żyrafy” lub „długie szyje”. W Chaing Mai można wykupić praktyczne przy każdym rogu, wycieczkę do wioski „ Long neck”. Na lokalnych pick up'ach, widnieją nazwy tras do tych wiosek. Ale co to za przyjemność oglądać ludzkie zoo. Trochę to przykre, że jest na to popyt. Mi udało się to zobaczyć na własne oczy, nie przykładając jednocześnie ręki do tego biznesu. Może trochę opowiem nt. historii, dlaczego noszą obręcze na szyi. Są dwa powody: jeden to obrona przed tygrysami, które atakują swoje ofiary w szyję, drugi powód to anty atrakcyjność. Tak kobiety broniły się przed spojrzeniami mężczyzn z innych plemion. Spokojnie, obręcze według lekarzy, w żaden sposób nie szkodzą zdrowiu tych kobiet. To jedynie złudzenie optyczne, iluzja :-) Swoją drogą zdziwiłam się, myślałam, że te kobiety robią to pod publiczkę, na pokaz, że tylko w rezerwatach je noszą, a tu proszę spotkałam jedną panią w naszej wiosce niedaleko szpitala. Nie mam zdjęcia, to było by nie na miejscu moim zdaniem. Chociaż nie powiem, kusiło mnie strasznie...
Wracając spotkaliśmy również na ulicy rozjechanego węża. Od tej pory zaczęliśmy już patrzeć pod nogi …
Komentarze
Prześlij komentarz