Przejdź do głównej zawartości

Lot samolotem z dzieckiem

Dragon Crest


W planowaniu naszej podróży na Ao Nang, na cel wpisaliśmy amatorski treeking do Dragon Crest.
Podążanie po utartej ścieżce pośród dżungli, słuchając dźwięków dzikiej przyrody można poczuć się niczym: Indiana Jones. Za dzieciaka zawsze marzyłam, żeby znaleźć się w takich okolicznościach przyrody, gdzie wszystko przytłacza Cię swoją wielkością. Liście są większe od Ciebie, dźwięki ptaków brzmią niczym z horrorów, nad Tobą widać skaczające dzikie małpy, każdy spadający liść daje taki hałas niczym spadający kosos na ziemię :-) Będąc tam solo, można by było dostać niezłej schizy.
Jak dojechać?
Trasa z Ao Nang to około 30 minut samochodem. Koszt wycieczki w jedną stronę kosztuje 500 thb, w obie 1000 thb (koszt Ubera). Nam udało się pojechać za 900 thb (110 zł) z naszą nową znajomą. Po drodze pokazała nam dodatkowo lokalny targ, który otwarty jest w każdą środę od 15:00 do 19:00.
Wyjechaliśmy ok. 07:00, na miejscu byliśmy o godzinie 7:30. Zrobiłam zdjęcie numerów kontaktowych w razie jakiś problemów na trasie. Na miejscu była tylko ekipa sprzątająca. Szlak oficjalnie otwarty jest od godziny 08:00.
Jednak my zdecydowaliśmy celowo pójść tam jak najwcześniej, ze względu na temperaturę. Trasa według różnych źródeł ma od 3,7 km do 4 km. Poziom trudności – cóż z naszego doświadczenia, nie jest skomplikowana: są górki, skały, schody, wystające korzenie, momentami liny do wspięcia się. Jesteśmy amatorami daliśmy radę bez problemu.
Po drodzę mijaliśmy rodziców z dziećmi na plecach, ludzi starszych. Idąc swoim tempem według mnie każdy może pokonać tę trasę, chociażby spróbować. Czytając opinie na forach interentowych, pisano "weź dwa razy więcej wody niż myślisz, że potrzebuje Twój organizm". Pisali prawdę ! Na trzy osoby wzięliśmy 3 litry wody. To było dużo za mało. Musieliśmy oszczędzać w drodzę powrotnej.
Co nas zaskoczyło w trasie? Idąc po schodkach, nagle coś czarnego się poruszyło. Zamarłam. Przyjrzałam się dokładniej temu spanikowałam z lekka, bo to był wąż według mnie miał z 2 metry !!! Chłopaki mi nie uwierzyli, dopóki sami nie sprawdzili, według nich miała nawet z 3 metry. Pogonili ją w górę odgłosami stukającej gałęzi. Nadal twardo siedziała pod konstrukcją schodków. Dostałam takiej adrenaliny, żeby szybko przejść całą trasę, że całość zajęła nam ok. 2 godziny, co uważam za dobry czas. Po drodzę mijaliśmy jaszczurki, warana, przepiękne motyle, skaczące małpy na szczycie drzew.
Gdy doszliśmy na sam szczyt, widok zrobił na nas wrażenie. Przepiękna panorama. Jednak będąc szczerą: po panoramie Tiger Temple o zachodzie słońca, każdy kolejny widok robi wrażenie, aczkolwiek nie ma już takiego efektu "WOW". Natomiast sam trekking w dżungli jest niesamowitym przeżyciem ! Polecam każdemu, nawet nie musi przejść całej trasy, warto nawet odbyć kawałek trasy, żeby wczuć się w klimat tej przygody, odgłosów ptaków, szelestów w gęstym gąszczu gdzie nasza wyobraźnia pracuje na niesamowitych obrotach czego tam mogłoby nie być :-)
Posiedzieliśmy z 30 minut na górze wchłaniając otaczające nas piękno. Słynna wystająca skała dla śmiałków w celu uchwycenia pozycji siedzącej nad przepaścią, miała tabliczkę " Niebezpiecznie, grzywna 5000 thb" otoczona drutem kolczastym. Jednak nie zniechęciła śmiałków. Zabawne, pomimo zakazu, skałka miała linię do trzymania.
Szczyt Dragon Crest ma ok. 560 metrów. Widoki zapierały dech w piersiach !
Zejście zajęło nam 1,5 godziny. Przy niezłym naszym tempie, zboczyliśmy ze szlaku, zachodząc na pobliski strumyk. Haha – nie warto !!! Nie idźcie, strumyk miał z 50cm, otoczony okropną sitką z czerwonym opisem: " Turn back". Po strumyku odpuściliśmy już sobie wodospad, zapewnie również przeżylibyśmy lekkie rozczarowanie.
Wracając spotykaliśmy biednych, zmęczonych już trasą turystów. Tylko padały pytania: " Ile jeszcze?", "Daleko jeszcze?". W duchu uśmiechałam się do siebie, bo my tak samo pytaliśmy ludzi wracających idąc w górę. Tomkowi 3/4 trasy pomógł kij drewniany, który znaleźliśmy na trasie, zapewnie nie jednemu ułatwił podróż. Prawdą było stwierdzenie, weź dwa razy więcej wody niż myślisz, że potrzebujesz. Zadziwiali nas ludzie, którzy mieli na głowę 1 małą butelkę wody, którą już zdążyli opróżnić do połowy będąc dopiero na początku trasy. Warto mieć stabilne, dobre obuwie. Adidasy sportowe świetnie się sprawdziły. Nigdy nie odważyłabym się iść w japonpack/klapkach. Tylko ignoranci by udali się w taką trasę w takim obuwiu.
Muszę powiedzieć, że temperatura była znośna, mieliśmy praktycznie w całej trasie cień. Temperatura była przyjemna. To ułatwiło nam bardzo wędrówkę. Mieliśmy środki na komary, spryskaliśmy się przed wejściem, natomiast żaden nas nie ugryzł. Nie wiemy, czy to zasługa Sketolene (lokalny środek na komary) – chociaż pociliśmy się strasznie, i zapewne większość z nas naturalnie spłynęła wraz z potem. Pomimo to warto mieć w razie potrzeby.
Po drodzę spotkaliśmy starszego mężczyznę z Tajką. Zagadał do nas, pytając, czy jesteśmy z Polski, odpowiedzieliśmy, że tak. Pan był ze Szwajcarii, mieszka już tu 10 lat. Zapytałam, czy kiedykolwiek spotkał jakieś niebezpieczne zwierzę, powiedział, że nie ma w tej dżungli nic takiego, ponieważ to zbyt mały obszar na dzikie zwierzęta. Powierdził, że wąż, którego spotkaliśmy to była kobra. Bywa niebezpieczna, ale tylko w sytuacji zagrożenia, nasza była ukryta pod schodami, więc tam czuła się niezagrożona. Odpowiedział, że był świadkiem ugryzienia kobry u Taja, cała ręka była sina, nie wie co się z nim stało ostatecznie, nie miał już potem żadnych wiadomości o nim. Kiedyś miał jedną na podwórku po deszczu. One podobno nie lubią wody, chciał ją wypędzić, ale jego kobieta (Tajka) kazała mu ją zostawić, ponieważ one same odejdą w sytuacji kontaktu z wodą.
Podpytaliśmy go, jak się mu mieszka, jak z językiem lokalnym. Odpowiedział szczerze, że celowo nie uczy się języka lokalnego, bo im więcej umiesz, tym więcej będą od Ciebie wymagać, podobnie jest w Niemczech. To powiedział, człowiek mieszkający w Szwajcarii ! Stwierdził również, że Tajowie nie lubią aktywności fizycznej np. typu trekking, bo kojarzy ona im się z pracą fizyczną. Mają złe skojarzenia związane z tym.
Chciałam go jeszcze zapytać o związek z Tajką, jakie widzi różnice, zalety, wady – bo to bardzo ciekawy temat. Jakby była by to inna lokalizacja, zapytałabym oto, bo był bardzo otwarty w rozmowie :-)
Cóż, zeszliśmy na dół, uzupełniliśmy płyny w loklanym sklepiku i czekaliśmy na nasz transport powrotny jakieś 5 min. W budce już byli panownie, którzy wpisali na listę osoby wchodzące do parku. Pierwsza para wpisała się o 07:47, my natomiast byliśmy o 7:30 jeszcze ich nie było na miejscu.
Polecam każdemu, nawet na trasę 1 km warto udać się do prawdziwej dżungli !

Informacje praktyczne:
Koszt wejścia: darmowe.
Trasport z Ao Nang – Dragon Crest: ok. 25-30 min.samochodem, koszt Uber 1000 thb w obie strony, nam udało się za 900 thb po znajomości.
Czas wejścia/zejścia: w górę 2 godziny z przerwami na zdjęcia + krótki odpoczynek, zejście – 1,5 godziny.
Co wziąć?
  • Dobre obuwie (adidasy dają radę) – zapomnijcie o japonkach/klapach, to szczyt ignoracji i braku odpowiedzialności.
  • Woda !!! Dwa razy więcej niż myślisz, że potrzebujesz.
  • Przekąski: np. batony energetyczne (u nas uratowały żołądek koledze, który poszedł bez śniadania). Koniecznie zjedz śniadanie ! Pomimo śniadania, nie czułam na miejscu uczucia głodu, jednak brzuszek burczał :-)
  • Środek na komary – nas żaden nie ugryzł być może, dlatego, że byliśmy spryskani.
  • Idź tam jak najwcześniej ! Oficjalnie otwarty szlak jest od 08:00, natomiast my zaczęliśmy o 07:35. Niższa temperatura sprzyja szybszej wędrówce.
  • Nie ciągnij ze sobą zbędnych rzeczy, lepiej wolne miejsce poświęć na zapas wody.
Ciekawostka:
Kroków na aplikacji: 14500 (w obie strony).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Egzotyczne owoce w Tajlandii

Będąc w egzotycznym kraju, nie sposób jest się oprzeć w testowaniu tutejszych owoców. Wraz z rozwojem infrastruktury transportu niemal każdy egzotyczny owoc możemy znaleźć w sąsiednim markecie mieszkając w Polsce. Dziś przeglądając z ciekawości gazetki "Co mamy w promocji po świętach w Polsce?" (wyjaśnienie: został mi taki nawyk, nawet będąc obecnie w Azji, czasami lubię zajrzeć do gazetek dużych marketów, co jest obecnie na topie, mam świadomość, że wszystko szybko się zmienia, nie chcę wrócić do Polski i mieć świadomość Neandertalczyka ;-) ). Zauważyłam owoce, które mamy dostępne na każdym lokalnym bazarku w Tajlandii. Cóż porównajmy ceny, smaki, wygląd.  Znamy większości smaki tych owoców, ponieważ są ogólnodostępne w Polsce, ale czy ich smak jest taki sam? Przykładowa tabela cen owoców Polska / Tajlandia (stan cen z dn. 27.12.2017 r.) Lp Owoc Polska Tajlandia Biedronka Lidl Tesco Auchan Carrefour

Tajskie kosmetyki cz.1

Planując kolejną podróż do Tajlandii, chciałam po testować tym razem tutejszych kosmetyków. Zrobiłam rozeznanie w sieci, jednak ciężko coś znaleźć konkretnego. Większość kosmetyków typu: kremów, masek, filtrów do opalania jest wybielająca. Sporo z nich pochodzi z Japonii. Poniżej wzięłam pod uwagę te najczęściej polecane i spotykane w sklepie ogólnodostępnym seven eleven (7/11). PASTA DO ZĘBÓW Na pierwszy ogień: ziołowa pasta do zębów. Dostępna również w smaku: kokosowym.  Cena: 49 THB = 5,29 PLN Pojemność: 25 g Zapach : polski amol Konsystencja: gęsta Opis: ziołowa, wybielająca, usuwa odbarwienia po kawie, herbacie, tytoniu, utrzymuje świeży oddech. Stosowanie: dwa razy dziennie: rano i wieczorem. Zalety: pomimo skąpej pojemności, wydaje się być bardzo wydajna, mocno się pieni, naturalne składniki. Wady: gorzka w smaku (przy kilku pierwszych użyciach, potem człowiek się przyzwyczaja), mała pojemność. Po trzy tygodniowym stosowaniu widzę same plusy: Faktycznie wybiela zęby, b

Tajskie kosmetyki cz.3

Postanowiłam napisać kolejną część dotyczącą tajskich kosmetyków. Będąc w Tajlandii napewno warto przetestować poniższe dwa produkty. Lolane Natura Hair Treatment – Maska do włosów Maska stosowana do włosów suchych i zniszczonych. Zawiera olej jojoba oraz protein jedwabiu. Sposób użycia: Po umyciu włosów nałóż maskę na wilgotne włosy i delikatnie wmasuj. Pozostaw na kilka minut, a następnie spłucz wodą. Efekt: włosy pięknie pachną, są delikatne, miękkie. Nieśmiele porównać je w dotyku do jedwabiu, w końcu to jeden ze składników maski :-) Pojemność: 100g, 500g. Cena (100g, 2018r.): 42 THB (4,62 PLN) Maski można kupić m.in. w 7eleven oraz w Family Mart. Dostępne są również inne rodzaje masek z tej serii: Color Shield ze słonecznika, Diamond Shine System z masłem macadamia, Revital Hair Fall z buraków, For smooth andstraight z ekstraktu białej lilii. Puder ryżowy marki Srichand Bangkok 1948 Znacie to uczucie będąc w Azji: "mogłabym ro