Przejdź do głównej zawartości

Lot samolotem z dzieckiem

Podróż na północ Tajladnii- Chiang Mai

Planujemy spędzić 28 nocy w północnej Tajlandii, konkretnie w Chiang Mai. Bilet kupiliśmy na dworcu kolejowym, na który dojechaliśmy autobusem numer 53 (na jakimś blogu czytałam, że ta linia jest darmowa, i jeździ wokół największych atrakcji turystycznych). Obalam mit, nie jest darmowa :-) Jesteśmy na miejscu, nie obawiajcie się, że możecie się zgubić, nie trafić w odpowiednie okienko. Sama podeszła do nas dziewczyna, która z chęcią udzieliła nam informacji, ponadto są też aktywne okienka: Information train. Planowaliśmy kupić bilety z dużym wyprzedzeniem (pół miesiąca), na 1 grudnia. Myśleliśmy, że będziemy mogli przebierać w miejscach, siedzeniach. 14 godzin w pociągu nocnym może być gorsze niż samolot. Wzięliśmy swój numerek 264. Podeszliśmy do okienka, mieliśmy do dyspozycji wspólny monitor, na którym pani zaznaczyła nasz termin, godzinę odjazdu i wolne miejsca jakie zostały. No to mamy klopsa ... nie ma już wolnych miejsc "leżących", tylko rozkładane siedzenia, do tego trzy miejsca każde w innym kącie :-( Już mam przed oczami, kto może usiąść obok mnie. Aż strach pomyśleć jakbyśmy kupili bilety, dzień przed. Kosz biletów 862 thb (2 osoby). Byśmy w ogóle nigdzie nie ruszyli. Okaże się co nas czeka ...
Pół miesiąca później.
Przemieszczamy się na północ. Wymeldowanie z hotelu do godziny 12.00, podliczenie liczników za wodę, prąd. Spodziewaliśmy się większych rachunków. Bez problemu możemy zostać i poczekać w lobby, pociąg mamy dopiero o godzinie 22:00. Byliśmy zmuszeni do wydruku kilku stron, koszt wydruku wyniósł za 1 kartkę: 10 thb = 1,09 PLN, natomiast skan, w którym nie potrzebujesz ani drukarki, tuszu, papieru, aż 25 thb = 2,72 PLN. Takie rzeczy tylko w Tajlandii !
Około godziny 16:00 ruszamy na obiad, potem na dworzec. Jedziemy autobusem lokalnym numer 1, ledwo doczłapaliśmy z tymi bagażami ( 1 duży plecak, torba z laptopem, dwa małe plecaki). Nieźle zaplanowane logistycznie jak na dwie osoby, w tym kobieta i jej niezbędnik. Dojechaliśmy na dworzec, już zdarzyło ciemnieć. Mamy jakieś trzy godziny do odjazdu. Robimy zakupy, mimo tego, że wiemy, że w pociągu z głodu nie umrzemy, już kobietki się oto postarają. Szliśmy z myślą, że o tej porze pewnie będzie pusto. Taaa, po raz kolejny, my naiwni. Ludzie siedzą nawet na podłodze. Na peronie widzimy telebim, leciał akurat tajski boks, bardzo tutaj popularny. Ludzie oglądają jak zaczarowani, nawet dzieci i kobiety. Podoba mi się tutaj taka azjatycka swoboda, jak w domu. Ludzie siedzą sobie na boso, albo leżą na podłodze, na ławkach, odpoczywają przed długą i męczącą podróżą. Nie czuję się wcale skrępowana siedząc z gołymi stopami.
Pora odwiedzić publiczną toaletę, idę tam z przerażoną miną, oczekując najgorszego – dziury w podłodze, ale wolę tutaj niż w pociągu, tam to dopiero będzie hardcore. I co widzę:
  • WC 3 thb = 0,33 PLN,
  • prysznic 10 thb = 1,09 PLN.
Kurczę, muszę wrócić po pieniądze. Gdy mam drobniaki, wrzucam 3 thb do koszyczka, dziewczyny są zbyt zajęte układaniem włosów oraz przeglądaniem you tuba, mogłabym śmiało wykorzystać ich nie uwagę i brak czujności i wziąć sobie prysznic. Aj Grażyna, Grażyna, cebula wychodzi. No i jestem w szoku ! Czyste umywalki, kwiatki sztuczne w środku, które ocieplają wizerunek miejsca, i normalne toalety. Kamień z serca. Do tego kręci się tam ciągle pani, która sprząta. Da się? Da, nawet w Azji. Jedyna wada: brak papieru toaletowego, za to masz wąż "do podmycia się". Dzięki Ci, za chusteczki higieniczne. Postanowiliśmy doładować internet nowy miesiąc się zaczął grudzień, 3 GB = 300 thb, zostałam pilnować bagaży, Tomek podjął się poszukiwań 7 eleven. Niby czułam się bezpiecznie sama o tej porze, dużo ludzi wokół, kręcą się policjanci, aczkolwiek jakiś dyskomfort ciągle był. Na około sami faceci i to nie z Europy. No i masz, zaczepił mnie jakiś facet siedzący z tyłu. Miał dziwną metodę rozmowy, mówił po tajsku, translator tłumaczył mu pytania po angielsku. Pokazując mi tablet, zapytał najpierw dokąd jadę, brzmiało to mniej więcej tak:
Will where you go travel?- składnia pierwsza klasa.
Odpowiedziałam, że Chiang Mai. Potem, rozejrzał się i zapytał: 
Will you travel anyone, lol? - cytuje dokładnie jak przetłumaczył mu translator. Domyśliłam się, że chodzi mu oto, czy sama tam jadę. Poczułam lekkie skrępowanie. Wtedy zauważyłam, że ktoś nam się przygląda. Jakiś cwaniaczek z naprzeciwka, bez przedniego zęba. Obserwował nas dokładnie, i się uśmiechał. Facet z tabletem, wyglądał hmm ... na w miarę porządnego, złote pierścionki, schludnie ubrany. W przeciwieństwie to tamtego. Chyba nie wygodnie było mu rozmawiać i się przesiadł do mnie na przód. Myślę sobie ... super. W oddali widzę, nadchodzącego już Tomka, z przyśpieszonym krokiem. Rzucam mu jednoznaczne spojrzenie, i czuję ulgę. Facet zrozumiał, że jednak nie jestem sama. Nabrał dystansu, popytał jeszcze, czy mam jakąś aplikacje na telefon, pierwszy raz na oczy ją widziałam. Na facebooku obserwował profile kobiet z dużymi wdziękami. Jechał niby do Ayutthayi, pochodził z Bangkoku. Ile w tym prawdy? Nie mam pojęcia, po jakiś 10 minutach zmył się z kolegą bez zęba. Widziałam, że idą w kierunku wyjścia dworca. Dziwna sytuacja. Słyszałam, że tutejsi faceci chcą rozmawiać po angielsku, w celu ćwiczeń. Może to prawda. Na dworcu jest możliwość zostawienia swoich bagaży, pod kluczem. Mamy jakieś 2 godziny do odjazdu podążamy na peron numer 6, pociąg numer 51.
tablica informacyjna z naszym rozkładem
Nasz pociąg składał się z trzech klas:
  • 1 klasa leżaki (górne i dole – z oknem, podobno najlepsze) niestety nie mieliśmy okazji skorzystać pomimo bardzo wczesnego rezerwowania biletów (pół miesiąca przed!), opcja najdroższa, świeża, biała pościel, zasłonka do dyspozycji,
  • 2 klasa, podwójne, skórzane fotele, z opcją rozkładania, klimatyzacja: wiatrak na dachu – bilet kosztował nas za osobę 420 thb = 46 PLN ( długość trasy jakieś 600 km ),
druga klasa
  • 3 klasa – najtańsza, wybierana zapewne na krótsze odcinki, widziałam dużo turystów w tej klasie, prawdopodobnie z powodu braku możliwości wybrania już innej klasy (brak miejsc), siedzenia kilku osobowe, co najmniej trzyosobowe.
Pociąg ruszył o godzinie 22:10. Taka mała rada: nigdy nie bierzcie siedzeń przy WC ! Odór czułam siedząc trzy siedzenia dalej. Przygotowaliśmy się na chłodnie w pociągu, pod ręką: długie spodnie, jasiek (poduszka), chusta, bluza. Hmm … do północy było gorąco. Wszystkie wiatraki chodziły, okna były pouchylane. Mimo to było ciepło. Moja największa obawa nie okazała się taka straszna. Siedzieliśmy oddzielnie z Tomkiem, wielką niewiadomą stanowił fakt kto usiądzie obok Ciebie. Tomkowi trafiła się dziewczyna, mi trafił się facet grubo po 30, na szczęście na przeciwko siedziała jego żona z córką. Bardzo sympatyczny pan. Mimo to, dziwnie jest siedzieć/ spać/ drzemać ponad 14 godzin, obok obcego faceta. Nie było opcji zamienienia się z kimś, ponieważ rodzinka na pewno nie chciałaby się rozdzielić. Po drugie jakbym zamieniła się z Tomkiem, nie wytrzymałabym zapachu wychodzącego z WC. Ściągało mnie na moim siedzeniu, co dopiero tam. Niestety to mój słaby punkt. Na fotelu przebierałam przeróżne pozycje ;-) bez skojarzeń ! Człowiek zaśnie na 30 minut, ale pociąg musi dać znać, że ciągle jedzie. Nie masz prawa o tym zapomnieć. Wyboje, dźwięk lokomotywy, spaliny, zakręty, a jak most się trafi po drodze to budzisz się jakby ktoś walił pałkami w Twoją ścianę. Wysoki sąsiad z tyłu, Szwajcar widząc ciągle mnie wiercącą się, postanowił sobie pogawędzić na cały pociąg. To nic, że inni śpią, on nie może, to inni też wcale nie potrzebują. Wiedział, skąd jesteśmy, sam był kiedyś w Poznaniu i we Wrocławiu, ale nie wie gdzie leży Warszawa :-) Podobno on nigdy nie śpi w samolotach, pociągach. Cóż takiego ! Godzinę później spał jak zabity hehe. W pociągu nie umrzesz z głodu zadbają już oto kobiety sprzedające wszystko czego dusza zapragnie, robiąc kurs po kilka razy w wagonie, z nadzieją, a może się namyśli i coś kupi. Pociąg robił bardzo częste postoje w samym Bangkoku, często stawał w środku dżungli i czekał, aż przejedzie pociąg z naprzeciwka. Trasa do Chiang Mai tak od godziny 05:00 – 06:00 rano do 12:00, bajeczna. Mijaliśmy wschód słońca na moście, żeby nie most ( czyt. budzisz się jakby ktoś walił pałkami w Twoją ścianę) przegapiłabym ten widok. Czułam się jak na wycieczce krajoznawczej.
widoki z pociągu
Wszędzie bananowce z bananami, drzewa mandarynkowe, rzucające się z daleka, domki na palach pośród dżungli, tunele skalne jeden miał ponad 1200 metrów ! Pomyśleć, że dokonał tego człowiek swoimi własnymi rękoma. Warto się przemęczyć, żeby ujrzeć takie dzikie widoki.
widoki z pociągu
Widziałam takich, co całą podróż przespali lub też takich co większość trasy spali, cóż mogę rzec: zazdro. Mój sen dziś wynosił jakieś 3 godziny (6 drzemek po 30 minut). Gdy dojechaliśmy na miejsce, zgadnijcie kto nas zaczepił? Piranie !
  • Tuk tuk?
  • Taxi taxi?
  • Where are you gonna?!
Nawet nie reagowaliśmy, szliśmy przed siebie. Szukać jedzenia, potem transportu do hotelu. Niestety hotel oddalony jest od miasta jakieś 6-10 kilometrów, w zależności od wybranej trasy. Zmęczeni, nie wyspani, spoceni (pełne słońce = brak chmur), bierzemy tuk tuka za 200 thb, żeby podrzucił nas do hotelu. Spokojnie, było targowanie, udało się zmniejszyć koszt o 50 thb. Daleka trasa. W Chiang Mai mamy do dyspozycji: tuk tuki, taxi (widziałam dziś może max 2 na mieście), riksze, czerwone samochody podobne do pick upów – one są najtańsze i nie dojeżdżają prawdopodobnie do naszego hotelu.
Miło, bo pan manager już na nas czekał. Wow bardzo młody chłopak, młodszy od nas. Mamy fajny pokój z widokiem na wiejską dżungle, balkonik do dyspozycji. Planujemy tu zostać 28 nocy. Detoks od Bangoku się przyda. Inne powietrze, cisza, spokój. Jedyny minus to mamy stąd ograniczony transport do miasta. Zostaje nam jedynie opcja Grab/ Ubera koszt wynosi jakieś 129 thb za przejazd. Pora coś zjeść, pan zamówił nam Graba, jednak musimy trochę podejść do głównej trasy i wiecie co? Właściciel powiedział, że nas tam podrzuci. Miło z jego strony. Idziemy i co się okazało? Podrzuci nas skuterem! Trzy osoby na małym skuterze. O mamma mia. W Bangkoku to norma, ludzie przemieszczają się wynajętymi skuterami, podobno jest to najtańsza opcja. Podjeżdża pan w pomarańczowej kamizelce z numerem, wsiadasz i jedziesz, omijasz korki, wymijasz samochody. Nie korzystaliśmy z tego, ponieważ miałam dużo obaw związanych z bezpieczeństwem, wszystko u nich zawsze było na styk :-) Istne szaleństwo. Teraz miałam sama tego doświadczyć? Powiedziałam, że nigdy nie jeździłam, bo się bałam, powiedział na luzie, no to dziś będzie mój pierwszy raz, będzie jechał powoli i bezpiecznie. Mhm, no dobra pomyślałam. Przeżyliśmy.
Wylądowaliśmy w McDonaldzie. Jesteśmy zbyt zmęczeni, żeby szukać czegoś dobrego na mieście. Bardzo mało turystów tutaj, jesteśmy pod obserwacją tutejszej ludności, nawet małego bobasa, który zrzucił celowo puste opakowanie po frytkach i pokazał mi paluszkiem, że mam m to podjąć. Haha oczywiście, że podjęłam i od razu jego rodzice, byli zachwyceni moim gestem i bardzo serdecznie mi podziękowali. Przecież nic takiego nie zrobiłam :-) Powrót, cóż pieszo jakimś skrótem.
Aj dużo tutaj bezpańskich psów, chodzących luzem. Oboje nie jesteśmy fanami takich spotkań. Cali i bezpieczni wróciliśmy do hotelu, padamy na twarz. Dobranoc. 
widok z naszego pokoju (za dnia oczywiście)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Egzotyczne owoce w Tajlandii

Będąc w egzotycznym kraju, nie sposób jest się oprzeć w testowaniu tutejszych owoców. Wraz z rozwojem infrastruktury transportu niemal każdy egzotyczny owoc możemy znaleźć w sąsiednim markecie mieszkając w Polsce. Dziś przeglądając z ciekawości gazetki "Co mamy w promocji po świętach w Polsce?" (wyjaśnienie: został mi taki nawyk, nawet będąc obecnie w Azji, czasami lubię zajrzeć do gazetek dużych marketów, co jest obecnie na topie, mam świadomość, że wszystko szybko się zmienia, nie chcę wrócić do Polski i mieć świadomość Neandertalczyka ;-) ). Zauważyłam owoce, które mamy dostępne na każdym lokalnym bazarku w Tajlandii. Cóż porównajmy ceny, smaki, wygląd.  Znamy większości smaki tych owoców, ponieważ są ogólnodostępne w Polsce, ale czy ich smak jest taki sam? Przykładowa tabela cen owoców Polska / Tajlandia (stan cen z dn. 27.12.2017 r.) Lp Owoc Polska Tajlandia Biedronka Lidl Tesco Auchan Carrefour

Tajskie kosmetyki cz.1

Planując kolejną podróż do Tajlandii, chciałam po testować tym razem tutejszych kosmetyków. Zrobiłam rozeznanie w sieci, jednak ciężko coś znaleźć konkretnego. Większość kosmetyków typu: kremów, masek, filtrów do opalania jest wybielająca. Sporo z nich pochodzi z Japonii. Poniżej wzięłam pod uwagę te najczęściej polecane i spotykane w sklepie ogólnodostępnym seven eleven (7/11). PASTA DO ZĘBÓW Na pierwszy ogień: ziołowa pasta do zębów. Dostępna również w smaku: kokosowym.  Cena: 49 THB = 5,29 PLN Pojemność: 25 g Zapach : polski amol Konsystencja: gęsta Opis: ziołowa, wybielająca, usuwa odbarwienia po kawie, herbacie, tytoniu, utrzymuje świeży oddech. Stosowanie: dwa razy dziennie: rano i wieczorem. Zalety: pomimo skąpej pojemności, wydaje się być bardzo wydajna, mocno się pieni, naturalne składniki. Wady: gorzka w smaku (przy kilku pierwszych użyciach, potem człowiek się przyzwyczaja), mała pojemność. Po trzy tygodniowym stosowaniu widzę same plusy: Faktycznie wybiela zęby, b

Tajskie kosmetyki cz.3

Postanowiłam napisać kolejną część dotyczącą tajskich kosmetyków. Będąc w Tajlandii napewno warto przetestować poniższe dwa produkty. Lolane Natura Hair Treatment – Maska do włosów Maska stosowana do włosów suchych i zniszczonych. Zawiera olej jojoba oraz protein jedwabiu. Sposób użycia: Po umyciu włosów nałóż maskę na wilgotne włosy i delikatnie wmasuj. Pozostaw na kilka minut, a następnie spłucz wodą. Efekt: włosy pięknie pachną, są delikatne, miękkie. Nieśmiele porównać je w dotyku do jedwabiu, w końcu to jeden ze składników maski :-) Pojemność: 100g, 500g. Cena (100g, 2018r.): 42 THB (4,62 PLN) Maski można kupić m.in. w 7eleven oraz w Family Mart. Dostępne są również inne rodzaje masek z tej serii: Color Shield ze słonecznika, Diamond Shine System z masłem macadamia, Revital Hair Fall z buraków, For smooth andstraight z ekstraktu białej lilii. Puder ryżowy marki Srichand Bangkok 1948 Znacie to uczucie będąc w Azji: "mogłabym ro