Przejdź do głównej zawartości

Lot samolotem z dzieckiem

Chiang Mai - Nong Buak Hard Public Park

Dziś pora coś pozwiedzać. Ruszamy w miasto, nasz plan:  Nong Buak Hard Public Park.
Zaszliśmy na bazarek 1,5 km od naszego hotelu. O kurczę niestety dziś, nie ma pani od shaków. A ostatnio się cwaniła, bo przybrała Tomka metodę, tłumaczy coś z tajskiego na angielski i nam pokazuje hehe. Ostatnio coś pokazała: „tomorrow morning”, pewnie chodziło jej, że dziś zamknięte. Szkoda … siadamy ponownie na kładce i spożywamy jedzenie. Niedaleko nas, codziennie pan w tym samym miejscu sprzedaje kokosy z pick upa. Świetna lokalizacja swoją drogą, szkoła za murem. Uczniowie w czasie przerwy przybiegają do muru i zamawiają kokosy :-D Lepiej to niż słodycze, prawda? Ojej jedna dziewczynka do mnie pomachała, miód na moje serce. Widzimy żółtego pick upa, szybko przygotowujemy się do jego zatrzymania. Machamy łapką i zjeżdża na nasz pas, nasze pytanie: „City?” - zostało oczywiście nie zrozumiane. Olewamy i pakujemy się do środka w ciemno, muszą jechać do miasta. W środku panie sprawnie się podsuwają, robiąc nam miejsce. Kątem oka, zauważam kobietę … sukienka, klapki z futerkiem podróbki Gucci (często tu spotykane) o kilka numerów za małe. W sumie co druga, no może trzecia kobieta ma torebkę (podróbkę) Louis Vuitton. Kto bogatemu zabroni :-) Hmm … pksy u kobiety? Odwróciła się, ok wszystko jasne. Trzecia płeć w Tajlandii. Taka ładna cera, zazdroszczę ! Pani obok mnie, prowadzi wideo rozmowę, tak bardzo chce, spostrzegam to po daleko wyciągniętej ręce, żebym znalazła się na jej ekranie. Dojeżdżamy do dworca pks, ale nie wszyscy wysiadają. Do dobra, ryzykujemy jedziemy dalej z resztą. Dojeżdżamy, aż do Warorot Market, przystanek końcowy (trasa jakieś 10 km). Płacimy tylko 40 thb za dwie osoby ! Nie rozumiem od czego to zależy, kto, kiedy i za ile płaci. Nie zrozumiesz. Wniosek jaki ? Wsiadasz, o nic nie pytasz, jedziesz, na nawigacji widzisz w jakim miejscu jesteś, jak widzisz swój cel, naciskasz guzik i wysiadasz. Żółte pick upy jeżdżą na północ, w naszym kierunku, i maksymalnie dojeżdżają do centrum miasta lub do bazarku Warorot. Tę zasadę od dziś stosujemy. Podążamy w stronę parku. No i mijamy jedną świątynie, drugą, za 200 metrów, kolejna. Masakra ! Po trzeciej, tracisz ochotę oglądania kolejnej. Ale po obejrzeniu kilkunastu mam na razie swoje dwa ulubione typy: Wat Saen Fang - przepiękna biała świątynia, z elementami złota oraz Wat Saen Muang Luang połączenie nowoczesności z kamiennymi kopułami. Główna zaleta, gdy je obie oglądałam, nie było w nich praktycznie żadnych turystów. Może dlatego są na mojej liście must have. 
Wat Saen Fang
Phra Singh Temple
Wat Lok Moli
Skusiłam się na mango sticky rice (50 thb), widzę, że mango jest tu bardzo popularnym owocem. Wiele resturacji w nazwie ma właśnie ten owoc. 
mango sticky rice
W drodze po parku mijamy, dużą świątynie, odznaczony jako jakieś dzieło artystyczne, czemu? Bo jest cały z kartonów, sklejony taśmą. To prawda, sprawdziłam, karton jak nic. Można? Można! 
świątynia ze sklejonych kartonów
Dochodzimy do parku. Pierwsze co widzę? Masakra ile tu gołębi. Nie lubię srajduchów, odkąd czuję zagrożenie z ich strony zwane „darmową elewacją”. Znacie kabaret Paranienormalni: Gołębie? Polecam :-) W plecaku, nie na darmo spakowana mata, żeby sobie odpocząć na zielonej trawce. Czujemy z fontanny zimną mgiełkę. 
Widzimy przymocowane do drzew rozciągające taśmy. Nieopodal para sobie ćwiczy chodzenie po linie. Fajnie ! Chłopak robi sobie wyzwanie, przechodzi przez linię umieszczoną nad stawem. Mega to wygląda, atrakcja nie ma co.
Myślałam, że park będzie zdecydowanie większy. Muszę przyznać, że bardzo zadbany. Dużo zieleni, biały most, altanka nad wodą, fontanna, dużo miejsca do rozłożenia się. Bardzo dużo turystów, jakieś 90 % to biali. Tu byłam zaskoczona. Skusiliśmy się na lody kokosowe, owinięte w liściu bananowca (20 thb).
Po obiedzie, ruszyliśmy na pocztę. Trochę zagubieni i zaciekawieni jak to tu wygląda. Jedno pomieszczenie do nadania paczek, inne większe do np. wysyłania listów. Wchodzimy, widzimy aktywne z 4 stanowiska, ludzi bardzo mało. Pobieramy numerek i po 3 sekundach, przychodzi nasza kolej. Pan wskazuje nam stanowisko, do którego powinniśmy się udać. Kupujemy znaczki, naklejamy przy bocznym specjalnym stanowisku (do dyspozycji masz klej w sztyfcie, długopis, wszelkie puste druki), aby nie blokować kolejki. Oddajemy uzupełnione, wypisane listy i wychodzimy. Cennik: 1 znaczek: 15 thb. Bardzo sprawnie poszło. Jesteśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni, do tego pracownicy uśmiechnięci, pomocni. Po drodze zaszliśmy do jeszcze jednej świątyni, wchodzimy do środka. Teraz ciężko nas zadziwić po obejrzeniu tylu obiektów świątyń w Chiang Mai. Z daleka wita nas starsza, sympatyczna kobieta. Pokazuje nam, żebyśmy uderzyli w duży gong. Na kartce obok jest napisane, że należy zrobić to trzy razy. Podchodzimy nieśmiało i już wszystko jasne, kobietka pokazuje, żeby wrzucić jakąś opłatę, jałmużnę. Nie ma nic bezinteresownie widocznie. Odchodzimy od razu, żegnamy się z panią. Nie podoba mi się to, że ktoś pokazuje Ci co masz zrobić i jeszcze za to zapłacić.
Pora wracać. Idziemy do głównej drogi, szukamy żółtego pick upa. Po 5 minutach widzimy, zatrzymujemy go i wsiadamy w ciemno, zgodnie z naszą zasadą. Witamy po tajsku, w środku dwóch panów. No i patrzę, kurde coś nie tak. Cofamy się, widzę miejsca, obok których nie dawno szliśmy. Pytam pana, gdzie jedzie, pokazując mu mapę. Ciężko było się dogadać po pierwsze ni w ząb angielskiego po drugie pokazuje na migi, że bez okularów nic nie widzi hehe. Dojechaliśmy na jakiś przystanek końcowy (żółtych pick upów). Wychodzimy ze wszystkimi, z irytacją na twarzy, płacimy 20 thb za przejazd. Pani, która tam stała mówiła po angielsku, powiedziałam, że wsiedliśmy z myślą, że jadą do Mae Rim, na północ. Powiedziała, że może nas tam zawieść, zapytałam za ile, zaczęła się głośno śmiać. Nie otrzymałam odpowiedzi, powiedziałam, że to ważne za ile ;-) I wiecie co? Ten pan, ze środka busa, zawołał nas, żebyśmy jechali z nim do dworca autobusowego. Kobieta potwierdziła to, i powiedziała, że za darmo nas tam podrzucą, a potem się przesiądziemy. No ok, miło wyszło ostatecznie. 
Jechaliśmy jakimś VIP pick upem, z TV, głośnikami w środku (wyłączonym). Mijaliśmy po drodze amerykańską ambasadę. Przepiękne graffiti na murach. Muszę tam wrócić :-) Pan pokazuje nam palcem ambasadę, potem pokazuje na nas. Myślał, że jesteśmy Amerykanami. Wyprowadziłam go z błędu, mówiąc, że jesteśmy z Polski, a potem mówię Europa. Wtedy zazwyczaj ludzie już kojarzą skąd jesteśmy, zawsze z wyrazem twarzy: „ Oooooo z daleka.” Dojeżdżamy jednak do Warorot Market, zdziwieni wysiadamy z panem i pokazuje nam, gdzie mamy iść. Dodatkowo krzyczy do kierowców, który z nich jedzie do Mae Rim hehe. Podziękowaliśmy bardzo panu za pomoc i weszliśmy do samochodu. 
żółty pick up
Wysiedliśmy przy naszym bazarku, zapłaciliśmy 30 thb, albo facet się pomylił, i policzył za jedną osobę, pomimo, że Tomek pokazał na palcach, że płaci za dwie osoby, albo takie ceny tu panują. Kłócić się nie będziemy :-) Kupiliśmy jeszcze nowe owoce na spróbowanie: sapodilla pigwica właściwa, którą najpierw przetestowaliśmy. Za opakowanie zapłaciliśmy 25 thb. W smaku bardzo przypomina gruszkę, co po spróbowaniu jednogłośnie oboje stwierdziliśmy. Jednak jest za słodka dla nas. Za 6 średnich pomidorów u starszej babci zapłaciliśmy tylko 5 thb (0,55 gr) !

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Egzotyczne owoce w Tajlandii

Będąc w egzotycznym kraju, nie sposób jest się oprzeć w testowaniu tutejszych owoców. Wraz z rozwojem infrastruktury transportu niemal każdy egzotyczny owoc możemy znaleźć w sąsiednim markecie mieszkając w Polsce. Dziś przeglądając z ciekawości gazetki "Co mamy w promocji po świętach w Polsce?" (wyjaśnienie: został mi taki nawyk, nawet będąc obecnie w Azji, czasami lubię zajrzeć do gazetek dużych marketów, co jest obecnie na topie, mam świadomość, że wszystko szybko się zmienia, nie chcę wrócić do Polski i mieć świadomość Neandertalczyka ;-) ). Zauważyłam owoce, które mamy dostępne na każdym lokalnym bazarku w Tajlandii. Cóż porównajmy ceny, smaki, wygląd.  Znamy większości smaki tych owoców, ponieważ są ogólnodostępne w Polsce, ale czy ich smak jest taki sam? Przykładowa tabela cen owoców Polska / Tajlandia (stan cen z dn. 27.12.2017 r.) Lp Owoc Polska Tajlandia Biedronka Lidl Tesco Auchan Carrefour

Tajskie kosmetyki cz.1

Planując kolejną podróż do Tajlandii, chciałam po testować tym razem tutejszych kosmetyków. Zrobiłam rozeznanie w sieci, jednak ciężko coś znaleźć konkretnego. Większość kosmetyków typu: kremów, masek, filtrów do opalania jest wybielająca. Sporo z nich pochodzi z Japonii. Poniżej wzięłam pod uwagę te najczęściej polecane i spotykane w sklepie ogólnodostępnym seven eleven (7/11). PASTA DO ZĘBÓW Na pierwszy ogień: ziołowa pasta do zębów. Dostępna również w smaku: kokosowym.  Cena: 49 THB = 5,29 PLN Pojemność: 25 g Zapach : polski amol Konsystencja: gęsta Opis: ziołowa, wybielająca, usuwa odbarwienia po kawie, herbacie, tytoniu, utrzymuje świeży oddech. Stosowanie: dwa razy dziennie: rano i wieczorem. Zalety: pomimo skąpej pojemności, wydaje się być bardzo wydajna, mocno się pieni, naturalne składniki. Wady: gorzka w smaku (przy kilku pierwszych użyciach, potem człowiek się przyzwyczaja), mała pojemność. Po trzy tygodniowym stosowaniu widzę same plusy: Faktycznie wybiela zęby, b

Tajskie kosmetyki cz.3

Postanowiłam napisać kolejną część dotyczącą tajskich kosmetyków. Będąc w Tajlandii napewno warto przetestować poniższe dwa produkty. Lolane Natura Hair Treatment – Maska do włosów Maska stosowana do włosów suchych i zniszczonych. Zawiera olej jojoba oraz protein jedwabiu. Sposób użycia: Po umyciu włosów nałóż maskę na wilgotne włosy i delikatnie wmasuj. Pozostaw na kilka minut, a następnie spłucz wodą. Efekt: włosy pięknie pachną, są delikatne, miękkie. Nieśmiele porównać je w dotyku do jedwabiu, w końcu to jeden ze składników maski :-) Pojemność: 100g, 500g. Cena (100g, 2018r.): 42 THB (4,62 PLN) Maski można kupić m.in. w 7eleven oraz w Family Mart. Dostępne są również inne rodzaje masek z tej serii: Color Shield ze słonecznika, Diamond Shine System z masłem macadamia, Revital Hair Fall z buraków, For smooth andstraight z ekstraktu białej lilii. Puder ryżowy marki Srichand Bangkok 1948 Znacie to uczucie będąc w Azji: "mogłabym ro