Wynajęliśmy pokój w górach przed trasą transfogarską, w obiekcie przy strumyku.
W pokoju miało się wrażenie, że ktoś odkręcił prysznic ;-) Właściciel rozmawiał bardziej po rosyjsku niż po angielsku, dało się dogadać, co nieco pamiętamy ze szkoły. W nocy temperatura spadła do 5 stopni. Gdy rozpalono w głównym piecu, w pokoju mieliśmy dosłownie saunę, nie dało się oddychać! Otwieraliśmy często okno, żeby wpuścić trochę świeżego górskiego powietrza.
Warto co nieco opowiedzieć o tej słynnej trasie.
Budowa została rozpoczęta w latach 70’, na polecenie ówczesnego dyktatora, który obawiał się inwazji Związku Radzieckiego. Jej długość szacowana jest na 151 km. Z powodu licznych zakrętów obowiązuje ograniczenie prędkości do 40 km/h. Wzdłuż trasy warto zobaczyć następujące atrakcje: zamek Drakuli (do pokonania 1490 schodów, my odpuściliśmy ze względu na malucha) oraz kolejna atrakcja to tama/ zapora Vidraru powstała w 1965r. Na miejscu spotkaliśmy sporo ludzi, do tego autokary, problem z wolnym miejscem do zaparkowania również odpuściliśmy. W drodze powrotnej spotkaliśmy niedźwiedzia przy drodze, byliśmy świadkami dokarmiania bułkami przez turystów. Podobno to częsty widok. Mam mieszane uczucia, co do tego, nie jest to zbyt mądre zachowanie, dokarmianie dzikiego zwierzęcia w celu lepszego ujęcia. Nie dziwę się, dlaczego widziane są tam na trasie niedźwiedzie.
Byliśmy zachwyceni tą trasą. To co pisali to prawda, widoki zapierały dech w piersiach. Mieliśmy farta, że wyruszyliśmy tam z samego rana, ponieważ już około godziny 11.00, pojawiły się chmury na szczycie gór i panorama samej trasy była już niewidoczna. Nam się udało, z czego byliśmy naprawdę niemal dumni. Skosztowaliśmy kiełbasy zapiekanej w kozim lub owczym serze (ok.15zł), kupiliśmy magnesy, wędlinę, sery i kruche ciasto malinowe i mogliśmy ruszyć dalej.
Zjeżdżając z trasy mijaliśmy przepiękne lasy, wodospady górskie, pastwiska owiec. W głowach mieliśmy myśli, musimy kiedyś przejechać się drugą popularną trasą transalpiną.
Komentarze
Prześlij komentarz