"Wsiąść do pociągu byle jakiego ... " No nie byle jakiego, bo nie do pociągu, ale do niebieskiego pick upa. Eksplorujemy mniejsze miejscowości oddalone od Chiang Mai. A tak naprawdę chcemy przetestować tutejszy transport. Dziś odwiedzamy południe Chiang Mai, prowincję Lamphun. Oddalonego od Chiang Mai jakieś 28 km. Transport w tamtym kierunku odjeżdża z Warorot Market. Dostajemy się tam czerwonym pick upem za 40 thb (jakieś 2 km). Może wyjaśnie o co chodzi z tymi kolorami pick upów. Wyróżniamy następujące kolory pick up:
- czerwony: jeździ po samym mieście, chyba, że złapie dobry, płatny kurs z turystami może Cię zawieźć do danej atrakcji turystycznej, np. Tiger Kingdom, Doi Suphet, Karen Long Neck,
- żółty: jeździ na północ m.in. do Mae Rim,
- niebieski: południe Chiang Mai: prowincja Lamphun.
UWAGA: nie wszystkie pick up tego koloru jeżdżą wskazanym przeze mnie kierunku. Przed wejściem, jeżeli wsiadacie po raz pierwszy, nie jesteście pewni, należy zapytać kierowcy, bądź siedzących już pasażerów.
Zostały jeszcze do przetestowania kolor: biały (trasa zbliżona do żółtego, niebieskiego), zielony (kierunek: Uniwersytet Mae Jo).
Gdy dojechaliśmy na market, przy głównej trasie, obok rzeki, stał niebieski pick up, ale był już pełny. Woleliśmy poczekać na kolejnego, żeby spokojnie móc zająć miejsca siedzące. Tak też zrobiliśmy. Gdy staliśmy obok, dziwnie spoglądała na nas pani od biletów. No tak, zagubione farangi. Często można zauważyć, na dłuższych trasach obok kierowcy na przednim siedzeniu siedzi zazwyczaj kobieta, która przyjmuje pieniądze od pasażerów po przejechanej trasie. Może ma to na celu nie zawracanie gitary kierującemu pojazdem? Racja, niech lepiej skupi się na drodze :-)
Zajrzeliśmy do środka pojazdu, i zapytaliśmy:
-"Lamphun ?" Pasażerowie potwierdzili uśmiechając się do nas. Pewnie wymawialiśmy nazwę miejscowości za bardzo po angielsku. Byliśmy jedynymi białymi na całej trasie. Miałam dziwne, wrażenie, że ludzie patrzą się na nas inaczej. Brakiem uśmiechu, ciekawości, uprzejmości, ale wręcz z żalem. Czemu farangi jadą z nimi, lokalnym, nie komfortowym, dłuższym, transportem, skoro ich stać !? Skoro oni mogą zapłacić więcej za przejazd. Jedynie jedna sympatyczna pani nas zaczepiła, pytając gdzie zmierzamy :-) Wiecie co? Zapłaciliśmy za tyle km tylko 40 thb, za dwie osoby! Cała trasa zajęła nam jakieś 50 minut. Śledziliśmy trasę na nawigacji, planowaliśmy wysiąść przy pomniku na głównym placu. Jednak pani od biletu zatrzymała pick up i poinformowała nas, że jesteśmy już w Lamphun. Serio? To oznaczało, że musimy chyba wyjść. No to zaczynamy zwiedzanie.
Nie pisałam chyba jeszcze tutaj, ale nie lubię jeździć po Chiang Mai czerwonymi pick up'ami, a tym bardziej tuk tukami. Straszni naciągacze. Wystarczy sobie porównać (cena w całości, za dwie osoby):
- za przejazd 2 km płacimy 40-60 thb (pick up czerwony),
- za przejazd do Lamphun 28 km płacimy 40 thb (pick up niebieski),
- za przejazd do Mea Rim 16 km płacimy 40-60 thb (pick up żółty),
- za przejazd do hotelu przed Mea Rim 10 km płaciliśmy 30-40 thb (pick up żółty),
- za przejazd do hotelu przed Mea Rim 10 km płaciliśmy 200 thb (tuk tuk).
I jaka tu sprawiedliwość? Już słyszę te głosy, ale Grażyna z niej, przecież to są i tak nadal grosze. Może są, może nie są, ale liczą się jakieś zasady.
Wracając do miasteczka Lamphun. W latach 750-1281 miasto było stolicą mońskiego królestwa Hariphunchai. Przy wjeździe widoczne są pozostałości po murach obronnych. Bardzo podobne, do tych w Chiang Mai. Tutaj też miałam wrażenie, że ludzie patrzą na nas inaczej. Jaka z tego zaleta? Na targu, ryneczkach nikt nas nie zachęcał do kupienia czegoś. To duży plus.
Byliśmy tam jakieś 3 godziny. Miasteczko samo w sobie urokliwe, coś w sobie ma. Ścisłe centrum otoczone jest fosą, w wewnątrz której znajdują się najbardziej znane zabytki tj.:
- pomnik: Phranang Jam Thewee Monument,
- świątynia: Wat Phra That Haripunchai Woramahawihan.
Zaczęliśmy zwiedzanie od dołu prostokąta. Przy pomniku natrafiliśmy na wycieczkę z Chin. Grupa sprawnie zrobiła sobie fotkę na tle pomnika, szybkim pędem ruszyli dalej odhaczać turystyczne punkty :-) Turyści z Chin, są bardzo dobrze zorganizowani. Nie rozprzestrzeniają się, trzymają się razem. Zazwyczaj zwiedzają "bardzo małych grupach 50 tys. osób". ;-) Nie zapomniany widok w centrum Chiang Mai, turystów z Chin w tuk tukach. Ciągnący się długi sznur tuk tukowców z turystami.
Duże wrażenie zrobiła na mnie świątynia: Wat Phra That Haripunchai Woramahawihan. Przed wejściem widnieje informacja dotycząca stroju dla kobiet: m.in. zakaz odkrytego brzucha, ramion, kolan. Niezawodna chusta w plecaku po raz kolejny się przydała.
Zdziwiłam się, ponieważ wstęp był bezpłatny. Może nie na miejscu jest porównywanie świątyń, ponieważ każda jest na swój sposób inna, wyjątkowa, ale ta bardzo przypominała mi z wyglądu Doi Suphet w Chiang Mai. Brak turystów, cisza, spokój, piękna świątynia, bardzo zadbany dookoła plac. Wokół świątyni należało zdjąć obuwie, Tajowie ze złożonymi dłoniami, trzymając kadzidełko bądź bukiet, z pochyloną głową, okrążali ją w skupieniu. Osoba z zewnątrz może poobserwować sobie z boku tutejsze obrzędy religijne. Robi wrażenie !
Do czasu ... wycieczki w Chin. Urok prysł. Selfi, pozowanie do zdjęć, selfisticki. Nawet minęliśmy w drodze do wyjścia, młodą dziewczynę, która dosłownie biegła po trasie modlitwy... nietaktowne. Może dużo nagrzeszyła, albo wycieczka zmierzała do kolejnego punktu podróży?
Ciężko było nam coś znaleźć na obiad w normalnej knajpce. Fakt, sporo lokalnych restauracji, ale mieliśmy obawy, aby tam wejść i nie wiedzieć co zamówić, ponieważ wszystko było w języku tajskim. Idąc w stronę bramy północnej, chcieliśmy łapać transport powrotny. Pierwsza próba: pudło ! Pan mignął światłami, przekazując informację, że jest pełny. No dobra to idziemy na przeciw im. Prawdopodobnie kierowca zbiera na full ludzi, i dopiero wtedy rusza, tak jest ekonomiczniej. Ale idąc zauważamy białego busa z napisem na przedniej szybie: Lamphun-Chiang Mai. Zapytałam po ile bilet. Okazało się, że za 25 thb/ osobę. Oo ! Popatrzeliśmy na siebie zdziwieni, JEDZIEMY ! Tylko 0,50 gr drożej, ale mamy wygodne siedzenia, klimatyzację na szczęście nie piździło na maksa, jak zazwyczaj bywa. W końcu mamy obecnie zimę w Tajlandii. Podróż trwała jakieś 35 minut, szybko minęła.
Podziwiłam widoki za okna, jechaliśmy wzdłuż torów. Domki na palach, palmy dookoła, bananowce. Tuż obok torów (jak pisze tuż obok to znaczy, że naprawdę tuż obok, bhp – nie dotyczy) pan podlewał swój ogródek. Uprawiał tam m.in. sałatę, ogórki, ziemniaki. Sielskie, wiejskie widoki :-)
mapa centrum Lamphun |
Zmierzasz do Prowincji Lamphun? Obowiązkowy punkt: Wat Phra That Haripunchai Woramahawihan.
Zapraszam na film :-)
Zapraszam na film :-)
Komentarze
Prześlij komentarz