Po ostatniej naszej podróży skuterem moje ramiona potrzebowały tylko cienia, postanowiliśmy ostatni dzień spędzić na luzie. Bez zbędnej presji na zwiedzanie. Oddanie prania, a następnie odbiór prania na skuterze z właścicielem, jadąc bez kasków. Wieczorem uzgodniliśmy z właścicielką, że o 06:30 mamy być gotowi, żeby udać się prom, który startuje o godzinie 07:00.
pożegnanie z Nusą Penidą |
Do końca nie wiedzieliśmy co nas czeka, ponieważ nasza właścicielka znała pojedyncze słówka po angielsku. Cała rodzina późnym popołudniem udała się na sąsiednią wyspę na jakieś lokalne święto. Nad ranem dnia następnego mieli wrócić. W duchu mieliśmy nadzieję, że może załatwiła nam jakiś samochód do promu. Nieopodal hotelu był blaszany garaż, a w nim takie samochody turystyczne zbliżone wyglądem do tych z golf car. Miałam nadzieję, że może nim podjedziemy. Wstaliśmy o 05:30, ogarnęliśmy się i o 06:10, już widziałam jak właściciel krzątał się po podwórku. Daliśmy mu znak, że jesteśmy zwarci i gotowi do jazdy. Udaliśmy się za nim, i okazało się ... jedziemy skuterem do portu. Padły słowa: "One, one" . Ale jak? Poczułam lekkie przerażenie. Tomek pojechał jako pierwszy z 13 kg na plecach, laptop sporo ważący pomiędzy nogami pana kierującego skuterem, bez kasków. Byłam zaniepokojona. W międzyczasie, żeby wyszczuplić i tak napakowany na maksa plecak, nałożyłam Tomka bluzę, a no wiecie, po pierwsze będzie mi cieplej, po drugie plecak będzie mniej ważył, i będzie zmniejszał otarcia szelek plecaka na moich spalonych nadal ramionach. Nie wiem ile minęło czasu, ale wrócił po mnie. Poprosiłam, żeby ten większy plecak z netbookiem położył na dole pomiędzy nogami, dzięki temu na sobie miałam ten mniejszy plecaczek . Podroż minęła szybko, z taką myślą, że to prawdopodobnie to był mój ostatni raz na tym skuterze. Przyjemny chłodny wiatr uderzał mi w twarz. Obawiałam się tego, że jakiś owad wpadnie mi w oko, wtedy nie będzie miło. Dlatego jechałam całą trasę w przymrużonymi oczami :-) Dojechaliśmy cali i zdrowi.
oczekiwanie w porcie |
Pożegnaliśmy się z właścicielem i udaliśmy się kupić bilety. Oczywiście kasjer nie miał jak wydać reszty, więc bilety na prom były po 30 000 rupii, a nie jak na tablicy po 27 000. Trudno. Prom już czekał w porcie. Mieliśmy jeszcze 40 minut do startu więc zrobiliśmy małe zapasy na drogę. Kilka osób czekało, ze skuterami, samochodami. Tu się zaczęło ... wiecie ile czekaliśmy? 5 godzin ! Nie mamy pojęcia co się stało, prawdopodobnie było wciąż dla nich za mało ludzi, żeby puścić prom. Takie rzeczy tylko w Indonezji. Prom miał być o 07:00, wyruszył po 11:30.
W pewnym momencie już położyłam się na ławce z kafelek jak miejscowi i się zdrzemnęłam. Płynęliśmy 1,5 godziny. Około godziny 13:00 byliśmy już na obiedzie.
widoki z promu |
Od nie wiem jak dawna zjadłam w końcu ziemniaki w mundurkach, słynną sałatkę colesław (taka nasza sałatka z kapustą, marchewką z majonezem), schabowy. Na Bali zjecie bardziej po europejsku niż po balijsku ;-) Po drodze mijając wielu naciągaczy, słyszeliśmy ciągle te same pytania: "Gili?", "Lombok?", "Where are you going?", "Taxi, taxi?", "Have you got hotel? I got cheap room!", "Special price !". Byliśmy nie wsypani, zmęczeni. Może to brzmi Wam zabawnie, ale najgorsze jest takie czekanie, to bardziej męczy człowieka niż sama podróż, przemieszczanie się. Naciągacze nawet wchodzili do restauracji i promu. Odeszliśmy dalej, żeby dali nam spokój, i tam chcieliśmy zamówić Ubera. Nawet tam nas dopadli. Oni są wszędzie, wyjdą nawet z ciasnej uliczki. Są bezczelni, śmieją Ci się w twarz, jak podasz według Ciebie cenę rozsądną. Dlatego naciskałam Tomka, żeby jechać Uberem, nie dam im zarobić, za to jak traktują białych ludzi, jak worek bez dna. Staliśmy z dala od głównego promu, kilka osób się zatrzymywało na skuterach pytając czy nie chcemy taxi. Nasz Uber stał w miejscu, pisał pytając gdzie jesteśmy (przecież ma w aplikacji mapkę, ech). Jeden taksówkarz z 350 000 zszedł na 300 000, niżej nie chciał. Uber zaś cena kształtowała się od 230 000 - 300 000. Nagle podjechał pan na skuterze pytając: "Tomas?", to był nasz Uber. Powiedział, że zaraz podjedzie po nas samochodem. Ufff ! Widocznie, muszą się kamuflować przed mafią taksówkarzy. Szybko wsiedliśmy do środka samochodu, pytając go czy Uber jest legalny tutaj, powiedział, że tak, ale kierowcy taksówek nie lubią kierowców Ubera. Nie dziwię się, jak przejazd nasz kosztował 230 000, a nie 300 000 rupii. Jechaliśmy 1,5 godziny do Kuty. Wróciliśmy do hotelu, w którym byliśmy zaraz po przylocie na Bali. Trafił nam się lepszy pokój niż ostatnio na pierwszym piętrze z tarasem z widokiem na przepiękną balijską, soczystą roślinność.
widok z pokoju |
Podsumowanie:
Jak wydostać się z Nusy Penidy?
Prom do Padang Bai, cena biletu 27 000 rupii, długość trasy 1,5 godziny.
Speed boat (nie płynęliśmy, więc nie znam stawek).
Jak dostać się z Padang Bai do Kuty?
Taxi (cena od 300 000), Uber (240 000 rupii ), Grab, autobus (busy białe), motocykl.
Komentarze
Prześlij komentarz