Pożegnanie z Bali ... wracamy do Tajlandii ! Wymeldowaliśmy się z hotelu, ruszyliśmy w stronę lotniska. Mamy jakieś 1,5 km więc idziemy tam pieszo. Lot mamy o godzinie 12:00, wyszliśmy po 09:00. Całe szczęście, że nie jest jeszcze gorąco.
Dostajemy multum propozycji transportu. No bo jak to dwa farangi z plecakami w taką pogodę idą pieszo, idealna okazja, żeby zarobić. O nie, nie, nie, nie tym razem. Po 20 minutach jesteśmy na lotnisku, dacie wiarę, że nawet tam nam proponują transport. Śmiejemy się w duchu i idziemy szukać naszego check in.
Bardzo sprawnie wszystko poszło, kontrola bezpieczeństwa, pieczątka. Udaliśmy się do bramki, aby tam już czekać na lot. Mieliśmy 2 godziny do odlotu. Moim oczom ukazały się leżaki plażowe, skierowane na duże okna, gdzie można było obserwować startujące samoloty. Nikt z nich nie skorzystał, więc postanowiłam być pierwsza. Pieprzyć etykietę typu – no ale nie wypada tak leżakować. W Azji jak najbardziej wypada :-)
Po 15 minutach wszystkie były już zajęte. W ostatniej chwili zmieniono nam bramkę, udaliśmy się pod nowy numer i weszliśmy do samolotu. Mamy 10 kwiecień, data katastrofy smoleńskiej. Lekki dreszczyk emocji mi towarzyszył przy trzech turbulencjach. Po 4 godzinach lądowaliśmy w Bangkoku na lotnisku Don Mueang.
Oddalony od naszego hotelu jakieś 30 km. Również sprawnie poszło nam przy pieczątkach, mina urzędnika na widok moich pieczątek- bezcenna. Był lekko zdziwiony i coś kręcił głową, jednak ostatecznie uzyskałam nową pieczątkę na 30 dni w Królestwie Tajlandii. Jupi ! Tak w ogóle zbliża się w Tajlandii Nowy Rok – Songkran. Lotniska mają zalecenia, żeby sprawnie obsługiwać podróżnych, że względu na dużą ilość turystów przyjeżdżających na tą uroczystość. Wszystkie okienka były czynne i na osobę tak z ciekawości policzyłam, przypadało 33 sekundy ;-) Bagaż namierzyłam już ze schodów, neonowy pomarańczowy pokrowiec zobaczyłam z daleka. Udaliśmy się szukać wyjścia. Nasz plan był następujący postanowiliśmy jechać lokalnym busem numer 504, ponieważ żadne metro tutaj nie jeździ, jeszcze. To kwestia czasu zapewne. Ostatecznie pojechaliśmy busem linią A1, która dojeżdżała do stacji Mo Chit, bilet za osobę 30 thb (za 18 km) taniocha ! Następnie udaliśmy się do metra i dojechaliśmy za 44 thb (za osobę) do Surasaku. Dobrze nam znanej dzielnicy :-) Bardzo dobrze czujemy się w Bangkoku, te zapachy, które od razu poczuliśmy nigdzie nie pachnie tak jak tu. Zameldowaliśmy się w hotelu, mieszkamy tym razem w dzielnicy z lokalsami. Nie widziałam tu jeszcze żadnego faranga w okolicy. Naszego dobytku pilnuje rudy tiger (kot), który nie raz wpadł nam do pokoju :-) Witamy w Bangkoku ! Tęskniliśmy ...
Komentarze
Prześlij komentarz