Przejdź do głównej zawartości

Lot samolotem z dzieckiem

Most na rzece Kwai


Planując podróż postanowiłam stworzyć listę atrakcji, których jeszcze nie mieliśmy okazji widzieć rok temu. Trzy tygodnie na trzy państwa to stanowczo za krótki okres. Na naszej liście w tym roku do odhaczenia znalazła m. in. miejscowość Kanchanaburi. Chcemy w okolicy zwiedzić dwa główne punkty turystyczne: wodospady Erwan oraz most na rzece Kwai. 

Pojawił się dylemat: robimy to w biegu, czy zostajemy gdzieś na noc. Nigdzie nam się śpieszy więc wybraliśmy opcję numer dwa. Wszystko załatwiliśmy w jakąś godzinę. Nocleg w guesthousie (450 thb z prywatną łazienką), polecany na facebook'u przez Polaków, więc nie może być źle ;-) Wyjeżdżamy z dworca Southern Bus (oddalony od nas jakieś 16 km). Autobusy kursują od 04:00 rano. Jeszcze nie zwariowaliśmy, skoro zostajemy tam na noc nie musimy się zrywać o jakiejś 03:00. Budzik nastawiony na 05:00 rano. Do wyboru mieliśmy dwie opcje dojazdu:
  1. ) lokalny autobus, ciągnący się jakieś 1,5 godziny, z przesiadkami,
  2. ) BTS + taxi, trasa jakieś 20-30 min.
Po raz kolejny rzucamy hasło: KTO BOGATEMU ZABRONI. Czas trwania trasy tutaj zaważył . Idąc do metra, godzina 05:30 mijamy porozstawiane stoiska ze świeżym, ciepłym jedzeniem. Ludzie idą do pracy, studenci, dzieci do szkoły. Świetny pomysł, a i pewnie zysk dla handlarzy !
Za metro zapłaciliśmy 82 thb, taxi 81 thb, ale już o 06:30 byliśmy na miejscu. Autobus wyruszał o 07:00. Nawet po godzinie 06:00 atakują nas piranie na dworcu, oni tutaj chyba nocują lub się wymieniają. Podróżując po Tajlandii, nie zginiecie. Zobaczą białego i już biegną do Ciebie, z pytaniem dokąd jedziesz.
  • "Kanchanaburi." - odpowiadam.
  • "Right. Ten ,ten." - mówi kobieta.
  • "Thank you" – mówię w biegu.
Dworzec pusty, jedynie kasjerki od biletów i naciągacze widoczni na horyzoncie. Podążamy w prawo, i co widzimy? Kontrolę? Dwóch panów w mundurach na krzesłach. Nic od nas nie chcieli, pokazali tylko gdzie mamy iść na autobus, i że bilety kupimy przy autobusie. Mamy ! Uuuuuu za bilet w pierwszej klasie z air - condition 110 thb od osoby (129 km). Drogawo, przed wyjazdem zrobiłam reasearch i chcieliśmy jechać drugą klasą. Widocznie, albo coś się zmieniło, albo jeździ tylko pierwsza klasa. Trudno, nie mamy innej opcji. Wchodzimy, a tam ... jakieś 15 stopni. Klimatyzacja na maksa, to będzie ciężkie 2,5 godziny podróży. W plecaku jedynie cienka chusta do okrycia. Kolejne selfie w busie - matka z maluchem. Wyziębieni do szpiku kości, wysiadamy na dworcu, godzina 09:30. Zameldowanie mamy dopiero o godzinie 14:00.
  • -" Hello! Taxi taxi?" - jeden pan.
  • -"Sir !Tuk tuk ?" - drugi pan.
  • "Where are you go? " - trzeci pan.
Nie zebraliśmy jeszcze zmarzniętych myśli po podróży, a już nas ścigają, ale wiem dlaczego. Jesteśmy jedynymi białymi na dworcu, na chwilę obecną. Pierwsza myśl? Gorąca kawa w 7 eleven. Nawet pod sklepem nas zaczepiono i oferowano transport. Na szczęście mamy tylko dwa małe plecaki ze sobą, więc spokojnie możemy pozwiedzać okolice. Zapowiada się deszcz. Trudno idziemy w nieznane. Mamy ochotę na Mc Donalda, jakieś 20 minut pieszo. My nie damy rady? No i pięknie, zaczęło padać, twardo idziemy do celu. To tylko deszcz. Spotkaliśmy kolorowego warana na chodniku, ale bydlę jakiś 1 metr długości. Wybaczcie za brak zdjęcia, ale nie chciałam być jego śniadaniem ;-) 
Najedzeni wracamy, pada coraz mocniej. Trzeba coś z tym zrobić. Tomek wpadł na pomysł kupienia płaszczów przeciwdeszczowych. Niechętnie, ale idziemy sprawdzić co mają. Płaszcze ze Snoopy, i jakieś zwykłe kolorowe. Wzięłam sobie morelowy, Tomek zielony. Wyglądamy jak ufoludki :-D Płakałam ze śmiechu, do tej pory się z tego śmieje.
Odpuszczamy sobie zwiedzanie muzeum JEATH, które mijamy po drodze. Różne opinie czytałam w internecie, jakoś nie zainteresowało nas to miejsce tak bardzo, żeby je odwiedzić. 
Podążamy w kierunku mostu na rzece Kwai (5 km). Połowę przeszliśmy, ale deszcz nie ustępował. Wzięliśmy tuk tuka za 40 thb ( 2-3 km), oczywiście po targowaniu się, chciał 100 thb. Na miejscu byliśmy około godziny 12.00, już autokary były na miejscu, a wraz z nimi wycieczki. Takie uroki miejsc turystycznych, a raczej miejsca historycznej tragedii, na której podstawie powstał dramat wojenny w 1957 roku. A tam gdzie turyści, jest i jedzenie, sklepy, pamiątki, ubrania. Ludzi nie jest sporo, idziemy na drugą stronę mostu. Co można zauważyć? Nie wszyscy są chętni iść do końca, zostają przy drugim, trzecim filarze: Turyści chyba przyjechali tu z zamiarem: "Fotka strzelona, wracamy na kokosa." 
Widzę, że niektórzy nie znają historii miejsca, albo nie traktują jej poważnie. Robią zabawne pozycję, figury do zdjęcia. To nie miejsce i czas na takie zabawy. Doszliśmy do końca mostu, konstrukcja jest metalowa, w między czasie poprawiana przez miejscowych. Pod mostem wiele restauracji, kawiarni, muzykalnych pływając łodzi. 
Na końcu mostu są schodki, można zejść i przejść się do chińskiej świątyni z wielkim posągiem Guanyin. Przepięknie ozdobionej i zadbanej (co najważniejsze: PUSTEJ !). W tle unosiła się powtarzająca piosenka w wykonaniu dzieci, czułam się prawie zahipnotyzowana. 
Kolej nadal funkcjonuje, przejeżdża tutaj trzy razy dziennie pociąg. Czekaliśmy na ten o godzinie 14:36. Oczywiście to nie Japonia, spóźnienia 6 sekundowe nie istnieją. W końcu się doczekaliśmy. Ludzie wybiegali na tory, żeby uwiecznić ten moment. Całe szczęście jechał bardzo wolno. W drodze powrotnej zabraliśmy się samochodem za 80 thb. Po ciężkich negocjacjach, chciał 150 thb. Trzeba było udać nie zainteresowanych, odejść pewnym krokiem. Po krótkim namyślę, kolega kierowcy zgodził się. Czuliśmy się i tak wykorzystani ;-) Przemoknięci wróciliśmy do guesthouse'u. Hm ... lobby, wygląda jak przestronny wielki loft, przytulny, rodzinny. Duży parkiet, na którym widniał zakaz chodzenia w butach, poukładane poduszki na ziemi, kredens z książkami. Właścicielka przesympatyczna ! Pokój ładny, czysty (!). Polecamy bardzo (namiary na priv, nie chcę robić reklamy ;-) ). Szybka kąpiel, drzemka trzeba coś rzucić na ruszt. Idziemy na miasto, mała wskazówka: padał deszcz? Nie nakładaj japonek. Grozi to:
a) poślizgnięciem,
b) upadkiem,
c) pobrudzeniem nie tylko stóp, ale i nóg, spodni.
Miałam trzy poślizgi, zero przyczepności. O mały włos i zaliczyłabym punkt b). Aj ciężko coś nam wybrać. Ostatecznie wybraliśmy: naleśnik z bananem (30 thb), sushi (5 kawałków 35 thb), kurczak carry (35 thb) , karmel z sezamem (15 thb), mango (25 thb). Tak, najedliśmy się w lofcie, obserwując Europejczyka w podeszłym wieku, pijącego whisky z lodem w plastikowym kubku 0,7l. W międzyczasie podszedł do nas Anglik i pyta, zaglądając nam w talerze co dobrego jemy, dziwne, prawda? Tutaj wydaje się, takie zwyczajne, bezstresowe, sympatyczne.
Leżąc w pokoju, ściany mają cienkie uszy, słyszymy maruderstwa dzieci.

-"A nie mówiłem, że jest tu rodzinna atmosfera"- rzekł Tomek.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Egzotyczne owoce w Tajlandii

Będąc w egzotycznym kraju, nie sposób jest się oprzeć w testowaniu tutejszych owoców. Wraz z rozwojem infrastruktury transportu niemal każdy egzotyczny owoc możemy znaleźć w sąsiednim markecie mieszkając w Polsce. Dziś przeglądając z ciekawości gazetki "Co mamy w promocji po świętach w Polsce?" (wyjaśnienie: został mi taki nawyk, nawet będąc obecnie w Azji, czasami lubię zajrzeć do gazetek dużych marketów, co jest obecnie na topie, mam świadomość, że wszystko szybko się zmienia, nie chcę wrócić do Polski i mieć świadomość Neandertalczyka ;-) ). Zauważyłam owoce, które mamy dostępne na każdym lokalnym bazarku w Tajlandii. Cóż porównajmy ceny, smaki, wygląd.  Znamy większości smaki tych owoców, ponieważ są ogólnodostępne w Polsce, ale czy ich smak jest taki sam? Przykładowa tabela cen owoców Polska / Tajlandia (stan cen z dn. 27.12.2017 r.) Lp Owoc Polska Tajlandia Biedronka Lidl Tesco Auchan Carrefour

Tajskie kosmetyki cz.1

Planując kolejną podróż do Tajlandii, chciałam po testować tym razem tutejszych kosmetyków. Zrobiłam rozeznanie w sieci, jednak ciężko coś znaleźć konkretnego. Większość kosmetyków typu: kremów, masek, filtrów do opalania jest wybielająca. Sporo z nich pochodzi z Japonii. Poniżej wzięłam pod uwagę te najczęściej polecane i spotykane w sklepie ogólnodostępnym seven eleven (7/11). PASTA DO ZĘBÓW Na pierwszy ogień: ziołowa pasta do zębów. Dostępna również w smaku: kokosowym.  Cena: 49 THB = 5,29 PLN Pojemność: 25 g Zapach : polski amol Konsystencja: gęsta Opis: ziołowa, wybielająca, usuwa odbarwienia po kawie, herbacie, tytoniu, utrzymuje świeży oddech. Stosowanie: dwa razy dziennie: rano i wieczorem. Zalety: pomimo skąpej pojemności, wydaje się być bardzo wydajna, mocno się pieni, naturalne składniki. Wady: gorzka w smaku (przy kilku pierwszych użyciach, potem człowiek się przyzwyczaja), mała pojemność. Po trzy tygodniowym stosowaniu widzę same plusy: Faktycznie wybiela zęby, b

Tajskie kosmetyki cz.3

Postanowiłam napisać kolejną część dotyczącą tajskich kosmetyków. Będąc w Tajlandii napewno warto przetestować poniższe dwa produkty. Lolane Natura Hair Treatment – Maska do włosów Maska stosowana do włosów suchych i zniszczonych. Zawiera olej jojoba oraz protein jedwabiu. Sposób użycia: Po umyciu włosów nałóż maskę na wilgotne włosy i delikatnie wmasuj. Pozostaw na kilka minut, a następnie spłucz wodą. Efekt: włosy pięknie pachną, są delikatne, miękkie. Nieśmiele porównać je w dotyku do jedwabiu, w końcu to jeden ze składników maski :-) Pojemność: 100g, 500g. Cena (100g, 2018r.): 42 THB (4,62 PLN) Maski można kupić m.in. w 7eleven oraz w Family Mart. Dostępne są również inne rodzaje masek z tej serii: Color Shield ze słonecznika, Diamond Shine System z masłem macadamia, Revital Hair Fall z buraków, For smooth andstraight z ekstraktu białej lilii. Puder ryżowy marki Srichand Bangkok 1948 Znacie to uczucie będąc w Azji: "mogłabym ro