Przejdź do głównej zawartości

Lot samolotem z dzieckiem

Chiang Mai - Warorot Market

 Spaliśmy dziś jak małe dzieci. Cisza, spokój. Słyszałam za oknem tylko żaby i śpiew ptaków. Musimy przyznać, że temperatura tutaj jest znacznie korzystniejsza. Rano jest rześko, nie pocimy się jak świnie w nocy. Dajemy radę zasnąć nawet bez klimatyzacji. Do pokoju wpadają promienie słoneczne, przez co naciepla nam się wnętrze pokoju. Pranie schnie tutaj przez dzień, w Bangkoku trwało to dłużej, nawet 3 dni.
widok z tarasu
Ruszamy coś zjeść. Po wyjściu na swojej drodze spotykamy dużego, szczekającego, czarnego psa. Pięknie ! Cofam się jak poparzona. No i widzę, że jacyś goście wychodzą z hotelu i ładują się do picka up. Podchodzę i pytam, gdzie zmierzają i czy by nas nie podrzucili do miasta np. do 7 eleven. Pokazują, że nie ma problemu i na migi się dogadujemy, ponieważ po angielsku słabo rozmawiali dobrze, że choć rozumieli o co ich prosimy :-) Ładujemy się do środka. Pytam się dziewczyny, czy ten pies sąsiada gryzie. Odpowiedziała, że jest niebezpieczny, może ugryźć. Super myślę w duchu. Podrzucają nas do sklepu, ładnie dziękujemy. Dochodzę do wniosku, że nie ma sensu się tyle wracać i potem za jakiś czas znowu wychodzić na miasto. Mamy do pokonania jakieś 6-10 km, w zależności od wybranej trasy. Znachodzimy zaciszną miejscówkę, tam spożywamy śniadanie: kawa i zapiekane tosty . Pod sklepem zaczepił nas kierowca czerwonego samochodu pick upa, na dachu napisane przejazd za osobę 30 thb, a nam zaśpiewał 100 thb. Podziękowaliśmy i poszliśmy. W między czasie widzimy, że kursują tutaj inne czerwone pick up'y. Fajnie, zatrzymamy jednego i pojedziemy do tego sławnego marketu Warorot, który otwarty jest tylko w weekendy. No dobra, to czekamy na samochód. Jedzie jeden – pełny, jedzie drugi pełny, trzeci pełny. No i przez jakieś 30 minut nic nie jedzie. No to pięknie ! Grab taxi koszt jakiś 100 thb. Pick upem niby 30thb od osoby. Twardo czekamy dalej. W sumie mamy bardzo strategiczny punkt do łapania stopa, samochody jadą praktycznie puste, tylko z kierowcą. Nie byle jakie samochody ... uwierzcie mi. Niestety, mam blokadę, jakoś nie zręcznie mi tak łapać okazję, a może zaraz będzie pick up. Wszyscy ze sklepu jadą w stronę miasta, myślimy o ten mógłby nas zabrać pewnie tam jedzie, o ten pewnie też, ale ten to na 100%. Stoimy i się śmiejemy z siebie, takie dwie sieroty stoją na pustym chodniku, żar słońca niemiłosierny. Dzięki Ci za ten znak, który daje odrobinę cienia.
Optymistyczny scenariusz: Myślę, kurde podejdę zapytam, jak dojechać na ten market, pewnie okaże się, że ona tam jedzie i nas weźmie ze sobą :-)
Pesymistyczny scenariusz:
  1. Nie rozmawia po angielsku i się speszy biedna kobieta.
  2. Nie podejdę wcale, bo się wstydzę.
  3. Nie będzie wiedziała, jak dojechać.
  4. Nie będzie jechała w ogóle w tamtym kierunku.
Przez chwilę miałam ochotę wejść do sklepu i głośno zapytać kasjerów jak możemy się dostać do Warorot Market, może wtedy ktoś by się sam zgłosił, że jedzie w tamtym kierunku. Cóż ... brak odwagi, jeszcze. Mówię do Tomka, wracajmy do hotelu. Odpocznijmy sobie, jutro się wybierzemy zwiedzić miasto, ale nie! Tomek po 1 godzinie nadal twardo siedzi tym razem na chodniku, i mówi, dziś tam pojedziemy i koniec. Widzimy jakiś wypasiony pick up zwalnia obok nas i stoi, żartujemy sobie o nasza taxi podjechała (nic nie rezerwowaliśmy, żeby było jasne). Ech niestety, wjechał ostatecznie na parking 7 eleven. Mieliśmy już doła, w Bangkoku było tyle opcji do wyboru transportu bardzo taniego, a tu nędza, i do tego drogo wychodzi z naszego hotelu dojechać gdziekolwiek. Po 5 minutach dobra idziemy do przodu może coś się uda, stanęliśmy za sklepem, gdzie był wyjazd ze sklepu oraz z zamkniętego osiedla, jedyna dostępna droga, która prowadziła do miasta. Stoimy, stoimy. Nic ... Mówię do Tomka, patrz ten ładny pick up nadal stoi, wyszedł z niego młody chłopak, który wyjął jakąś butlę i położył ją na pakę, Tomek się zaśmiał, patrz robi już dla nas miejsce haha. Mówię, pewnie czeka na kogoś, kto poszedł do sklepu. Ale nie ! Wsiada, no i rusza ... zatrzymuje się sam ! Pyta gdzie jedziemy, a my, że chcemy dojechać na ten sławny, weekendowy rynek Warorot. Chyba nie zrozumiał, ale mówi, żebyśmy wsiadali podrzuci nas do miasta. Wow ! Serio?! Nazywał się Tie (TajE – z akcentem na E). Pracuje w Top Market, ma dziewczynę, która studiuje w Australii, już jakieś 7 miesięcy. Bardzo sympatyczny chłopak. W ogóle nie jechał w naszym kierunku, ale chciał nam pomóc :-) Podrzucił nas pod sam targ. Trochę ciężko się z nim rozmawiało po angielsku, widocznie chciał poćwiczyć język. Dobrze, nam też się przyda :-) Widać po nim i po samochodzie, na biednego nie trafiliśmy. Mieliśmy dużego farta.
stoisko z wieńcami
Wysiedliśmy i podążaliśmy za stoiskami. Cały targ składa się, z stoisk ulicznych oraz budynku, w którym w szczególności możemy znaleźć: ubrania, kosmetyki, jedzenie suche ( np. sypkie przyprawy, herbaty).
stoiska w wewnątrz budynku
Kątem oka widzimy bardzo dużo czerwonych pick upów, ufff chociaż powrót będziemy mieli z górki, myślimy. W porównaniu do marketów w Bangkoku, muszę przyznać, że jest tu bardzo duży wybór: herbat, przypraw wszelkiego rodzaju, rzeczy handemade (np. ubrań). Ceny są niższe, ale bez przesady. I co najważniejsze? Nikt się na Ciebie nie rzuca jak na łatwe mięso. Możesz w spokoju sobie przejść, pooglądać stoiska. Widać, że ciężko tutaj z angielskim, ale od czego są kalkulatory ! :-)
kwiaty lotosu (symbol czystości i niewinności w buddyzmie)
Skusiliśmy się na nowy owoc: mangostan. Poprosiliśmy o spróbowanie, bardzo smaczny, soczysty, słodki smak. Cena za kilogram 200 thb. Drogo. Kobita nas naciągnęła jak nic ... Trudno.
mangostan
Spróbowałam również, mini pierożków z mięsem, 5 sztuk 20 thb, niestety polanymi jakimś sosem może sojowy, nie fajnym, ale same pierożki w smaku zbliżone do naszych pierogów <3
Cóż, połaziliśmy sobie z jakieś dwie godzinki. Poniżej umieszczam kilka zdjęć ze stoisk.
kiełbasa godnych rozmiarów :-)
mini maszyny co szycia 99 thb = 10,77 PLN
bukiety z suszonych kwiatów
Postanowiliśmy łapać powrotnego pick up'a. No i się zaczęło. Żaden spotkany nie rozumiał praktycznie nic po angielsku, dostał nawet mapę pod nos, zaznaczonymi punktami gdzie jesteśmy i gdzie chcielibyśmy dojechać. Mapa była po tajsku, i nie żądaliśmy pod sam hotel, tylko pod jakiś strategiczny punkt, żeby pan kojarzył miejsce. Nic to nie dało ... albo odmawiali, że za daleko, albo, że nie jadą w tym kierunku, albo śpiewali taką cenę, że opłacało się lepiej zamówić Grab taxi. Było coraz gorzej. Nastroje mieliśmy jak bomby tykające. Zawołał nas jakiś starszy dziadek z czerwonego pick up'a, wiecie co? Miał swoją mapę, pokazał gdzie może nas najdalej zawieźć, a tam jeżdżą już białe pick up'y na północ. Zgodziliśmy się wziął od nas po 20 thb za osobę, trasa jakieś 2-3 km. Dobre i to. Zawsze to bliżej do celu. Tajki wychodzące przed nami również płaciły taką samą cenę, więc nas nie oszukał :-) Wysiedliśmy na jakimś dworcu autobusowym, pokazał nam białego pick up'a, żeby do niego podejść i pokazać mapkę. Tak też zrobiliśmy, po powiedzeniu słowa "north" – pan spojrzał na nas jak na kretynów, pomachał głową "nie" i olał. Nie rozumiem ... Podeszła do nas jakaś kasjerka, i zapytała gdzie jedziemy, też nie ogarniała mapy. Pokazała ją jakiejś młodej dziewczynie, ta zawołała chłopaka i pokazali nam, że ten biały samochód tam jeździ. No kurde mać ! Robią z nas jakiś debili. Podeszłam wkurzona z telefonem z mapą do tego kierowcy i pokazałam gdzie chcemy jechać, skoro na "north" nie reagował wcale. Spojrzał łaskawie, wysiadł podszedł do tej pary i coś rozmawiali, chyba nie jechał po prostu tą trasą. Pani kasjerka zawołała tuk tukowca, myślimy o nie nie nie. Dziękujemy bardzo za taki transport. Pośmiali się z nas, że nie chcemy tyle zapłacić i odeszliśmy. Widzimy jakieś lokalne busy, nie ma żadnego rozkładu jazdy, ani który gdzie jedzie. Podeszłam do informacji z pytaniem, czy mówi w ogóle po angielsku, odpowiedziała, że trochę, dobre i to myślę :-) Miałam zrobione zdjęcie z tablicy, że chcemy jechać do przystanku numer 3 lub 4 m. in. do Center Hall, pokazała nam autobus, który stał za nami, bilet podobno kosztuje 12 thb, ale pewna nie jest heh. Pokazała gdzie mogę kupić bilety. Podchodzę do kasy proszę o dwa bilety i pytam, o której one startują. Pan mi pokazuje coś palcem, że to nie tu. Odchodzę w kierunku jego palca, kolejny pokazuje, że to też nie tu. No to gdzie do jasnej cholery !? Idę do trzeciego okienka, facet mnie zupełnie ignoruje.
zdjęcie z telefonu, chcieliśmy jechać do punktu numer 3 lub 4
Olać, mam dość. Idziemy pieszo. W trakcie widzimy jak mijają nas pick up'y czerwone, białe, żółte ... ech. Zamawiamy graba, przejazd 65 thb, jakieś 4-5 km, resztę pokonamy pieszo, musimy po drodze znaleźć coś na kolację. Mamy fajny targ oddalony od nas jakieś 1,5 km, świeże owoce, street food, ciasta. Np. za pół kg winogron płacę 35 thb. Jakie słodkie ! A za 20 thb mamy mix 5 owoców, kawałek ciasta: murzynek z polewą posypany migdałami 20 thb, torebka truskawek 20 thb. Chyba będziemy tu często zachodzić :-)
Reasumują dzień: pełen rozczarowań, niespodzianek tych pozytywnych jak i negatywnych. W Bangkoku bez problemu wszystko szło jak z płatka. Transport bardzo tani, bardzo różnorodny. Chaing Mai – na razie się odnajdujemy w nowej rzeczywistości. Może trzeba się odważyć i łapać stopa, albo wyjąć węża z kieszeni i płacić gruby hajs za transport :-)
Ale z hotelu jesteśmy bardzo zadowoleni ! Nowy budynek, mamy jeszcze folię nie do końca zdartą, z niektórych urządeń. Cena za noc jakieś 26 zł :-) : pokój z łazienką, balkon, internet, na dole zestaw do kawy. Nie płacimy dodatkowo za liczniki wody/prądu, internet. Jedyna wada: lokalizacja. Coś za coś, wiadomo :-)

Komentarze

  1. Kwiaty lotosu przepiękne! Do tej pory najbardziej uwielbiałam słoneczniki. Ale widzę że wyrosła im konkurencja =)
    Wypoczywajcie kochani i dalej opisujcie swoje podróże, a na pełna relacje poczekam aż wrócicie.
    Agata :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Egzotyczne owoce w Tajlandii

Będąc w egzotycznym kraju, nie sposób jest się oprzeć w testowaniu tutejszych owoców. Wraz z rozwojem infrastruktury transportu niemal każdy egzotyczny owoc możemy znaleźć w sąsiednim markecie mieszkając w Polsce. Dziś przeglądając z ciekawości gazetki "Co mamy w promocji po świętach w Polsce?" (wyjaśnienie: został mi taki nawyk, nawet będąc obecnie w Azji, czasami lubię zajrzeć do gazetek dużych marketów, co jest obecnie na topie, mam świadomość, że wszystko szybko się zmienia, nie chcę wrócić do Polski i mieć świadomość Neandertalczyka ;-) ). Zauważyłam owoce, które mamy dostępne na każdym lokalnym bazarku w Tajlandii. Cóż porównajmy ceny, smaki, wygląd.  Znamy większości smaki tych owoców, ponieważ są ogólnodostępne w Polsce, ale czy ich smak jest taki sam? Przykładowa tabela cen owoców Polska / Tajlandia (stan cen z dn. 27.12.2017 r.) Lp Owoc Polska Tajlandia Biedronka Lidl Tesco Auchan Carrefour

Tajskie kosmetyki cz.1

Planując kolejną podróż do Tajlandii, chciałam po testować tym razem tutejszych kosmetyków. Zrobiłam rozeznanie w sieci, jednak ciężko coś znaleźć konkretnego. Większość kosmetyków typu: kremów, masek, filtrów do opalania jest wybielająca. Sporo z nich pochodzi z Japonii. Poniżej wzięłam pod uwagę te najczęściej polecane i spotykane w sklepie ogólnodostępnym seven eleven (7/11). PASTA DO ZĘBÓW Na pierwszy ogień: ziołowa pasta do zębów. Dostępna również w smaku: kokosowym.  Cena: 49 THB = 5,29 PLN Pojemność: 25 g Zapach : polski amol Konsystencja: gęsta Opis: ziołowa, wybielająca, usuwa odbarwienia po kawie, herbacie, tytoniu, utrzymuje świeży oddech. Stosowanie: dwa razy dziennie: rano i wieczorem. Zalety: pomimo skąpej pojemności, wydaje się być bardzo wydajna, mocno się pieni, naturalne składniki. Wady: gorzka w smaku (przy kilku pierwszych użyciach, potem człowiek się przyzwyczaja), mała pojemność. Po trzy tygodniowym stosowaniu widzę same plusy: Faktycznie wybiela zęby, b

Tajskie kosmetyki cz.3

Postanowiłam napisać kolejną część dotyczącą tajskich kosmetyków. Będąc w Tajlandii napewno warto przetestować poniższe dwa produkty. Lolane Natura Hair Treatment – Maska do włosów Maska stosowana do włosów suchych i zniszczonych. Zawiera olej jojoba oraz protein jedwabiu. Sposób użycia: Po umyciu włosów nałóż maskę na wilgotne włosy i delikatnie wmasuj. Pozostaw na kilka minut, a następnie spłucz wodą. Efekt: włosy pięknie pachną, są delikatne, miękkie. Nieśmiele porównać je w dotyku do jedwabiu, w końcu to jeden ze składników maski :-) Pojemność: 100g, 500g. Cena (100g, 2018r.): 42 THB (4,62 PLN) Maski można kupić m.in. w 7eleven oraz w Family Mart. Dostępne są również inne rodzaje masek z tej serii: Color Shield ze słonecznika, Diamond Shine System z masłem macadamia, Revital Hair Fall z buraków, For smooth andstraight z ekstraktu białej lilii. Puder ryżowy marki Srichand Bangkok 1948 Znacie to uczucie będąc w Azji: "mogłabym ro