Przejdź do głównej zawartości

Lot samolotem z dzieckiem

Prowincja- Doi Saket

Planujemy kontynuować nasze zwiedzanie transportem lokalnym po pobliskich miejscowościach. Dziś na celowniku znalazł się Doi Saket. Łapiemy na mieście czerwonego pick upa, trochę zaniepokojeni, czy nie trafiliśmy na jakiegoś naciągacza, ponieważ nikt poza nami nie jedzie. Pytamy czy jedzie na Warorot Market, kiwa głową, że tak. No i sami jedziemy do końca trasy, dajemy mu do ręki 40 thb, dziękujemy za podróż i zmierzamy szukać białego pick upa. Nie powiedział, że za mało, ani nic to spoko. Dostanie pozytywną opinię :-) Ostatnio Tomek, wyłapał, że na ściance od strony kierowcy, tuż obok jego zdjęcia profilowego jest kod QR. Wchodzimy na stronę komunikacji miejskiej i wystawiamy mu opinię. Zapewne, mało kto to robi więc ocena kierowcy będzie mało obiektywna. Znachodzimy białego pick upa, ponownie od strony rzeki. Kierowca z parasolem, stoi z grupą ludzi obok. Pewnie myślicie czemu parasol, pada? Nie ! Skądże, znowu, świeci. Świeci słońce, żadnej chmurki na niebie, temperatura jakieś 32 stopnie. Pytamy pana:
-"Doi Saket ? "
-"Doi, Doi Saket". - pokazując na samochód.
Wskakujemy do środka, starsze babcie pytają czy jedziemy do Doi Saket, machamy głową. Symaptyczny pan, bardzo pomocny pomógł zapakować ludziom bagaże (duży koszyk wiklinowy) na dach przyczepiając do niego linkę (raczej sznurek) zabezpieczającą. No i ruszamy. Dziś wcześniej się wygramoliliśmy z hotelu, a tak, żeby szybciej wrócić do hotelu. Wyjechaliśmy równo o godzinie 10:40, na miejscu byliśmy około 11:30.
Obok samochodu była tablica informacyjna, prawdopodobnie trasa, jakie punkty strategiczne mija po drodze kierowca. Przystankiem końcowym była szkoła.
Przed wyjazdem, sprawdziłam co ciekawego tam mogliśmy ujrzeć, wiecie czy jest sens tam w ogóle jechać. Jakby inaczej oczywiście, że świątynia, ale tym razem na na górze :-) Po drodze jest również ogromny ogród botaniczny. To były nasze dwa główne punkty. Jednak jadąc okazało się, że kierowca ma inną trasę. Pokrzyżował nam trochę plany. Na złe nam to ostatecznie nie wyszło, bo dzięki temu odkryliśmy po drodze coś wartego uwagi na następną wycieczkę :-D ! Ale to zostawię na następny raz, nie zdradzę tajemnicy. Trasa trwała, aż 50 minut, wcale tego nie odczuliśmy. Z drogi w oddali widzieliśmy  na szczycie świątynie Wat Doi Saket, robi wrażenie. 
Podobno została zbudowana w 1112 roku. Legenda głosi, że sam Budda z niej kiedyś zagościł. Kierowca wysadził nas prawie pod samym wejściem do świątyni. Nawet nie wiedział gdzie chcemy wysiąść, dobry z niego snajper. Strzał w dziesiątkę :-) Wysoko – pierwsza myśl. My nie damy rady ? :-) Po lewej stronie czekały już żółte pick upy, zapewne mają również tutaj swoją podobną trasę, albo czekają na tłumy turystów. Chociaż nikogo innego prócz nas nie dostrzegamy. Dziwne. Tradycyjnie przy świątyni błąkają się bezpańskie psy oraz te "pańskie" w ubrankach. Aby dostać się do świątyni na sam szczyt masz dwa wyjścia: długie schody albo na prawo od schodów jest boczna droga przy żółtych pick upach, tam jest duża tablica informacyjna "wstęp zabroniony psom". No dobra, drapujemy się. 
Odruchowo zakrywam chustą kolana, pomimo, że na dole nie ma żadnej informacji, nt. obowiązującego stroju. Nie wiemy również ile jest do pokonania tych schodków. Ale mamy nagrany timelipse, kto ma ochotę może przeliczyć ;-) Wdrapujemy się na samą górę, bez żadnego przystanku, ale serce nam łomocze niemiłosiernie. Odpoczywamy na marmurowej ławce z widokiem na panoramę miasta. Warto było się tu wdrapać. My nie lubimy iść na łatwiznę, warto stawiać sobie małe cele do pokonania, potem czujemy taką małą satysfakcję: udało nam się ! Zaczynam już gadać jak coach motywacyjny. Na górze? Pustka. To lubimy najbardziej. Przed świątynią widzimy komunikat obrazkowy dotyczący strojów damskich oraz ściągnięcia obuwia. Nic nowego. 
W środku zaobserwowałam wiernych, którzy klęczą przed mnichem, następnie idą ze złotą miseczką na zewnątrz i wylewają za mur jakiś płyn. Rytuał oczyszczenia? Wewnątrz znajdują się obrazy przedstawiające narodziny Buddy, zwycięstwo nad armią Mara (można tę postać przybliżyć do takiego naszego diabła). Bardzo ładna, zadbana świątynia. Kierując się na jej tył, zauważyliśmy pomniki zasłużonych, znanych, mnichów. 
Trochę się oddalając było już z daleka widać ogromnego złotego Buddę, który miał jakieś 10 metrów, tuż obok niego znajdowała się chińska świątynia z pomnikiem Guan-Yin. Mijaliśmy również na dole tablice z tajskimi, buddyjskimi przysłowiami / mottami ładnie zilustrowanymi. Teraz dopiero naszym oczom w oddali na górze ukazał się kolejny złoty Budda. Myślimy tam to dopiero musi być niezły widok. Cały posąg był w rusztowaniu. Pytanie, czy nie na darmo się tam wdrapiemy … Zapytałam w okolicznej kawiarence, czy jest tam otwarte pomimo remontu. Okazało się, że tak :-) No to co, idziemy w ten skwar pod kolejną górkę. Mijają nas dwa samochody, na pełnym gazie. Kąt nachylenia bardzo mocny. Udaje nam się wejść.
Okazało się, że wszystko jest tu na etapie budowy stąd te rusztowania. Dlatego jest tak tu pusto. Niepewnym krokiem weszłam na plac pomnika, no bo wiecie jeszcze nie jest skończone, a kto to wie, czy się nie zawali. Panorama okolicy przepiękna, robi niesamowite wrażenie. 
Chyba nawet spotkaliśmy projektantów budowy, omawiali jeszcze jakieś szczegóły pomniku. Widać, że byli bardzo dumni, nie wątpię jest czego. Każdy mały szczegół na pomniku zapewne był przyklejany ręcznie (błyskotki, kryształki). Duże przedsięwzięcie. 
Okazało się, że obok placu, było również mini zoo! Kury, koguty, małpka, żółwie, dziki, pawie, kaczki, dwa krokodyle (!). Zawsze się narzekało, że zwierzęta są niedostępne dla zwiedzających. Wiecie co? Tutaj bałam się przejść obok krokodyla, którego siatka sięgała jakieś 1,3 metra. Miałam przed oczami obrazek z zoo z Bangkoku: odgryziona ręka ciekawskiego człowieka. Podobnie, małe dziki sobie hasały odgrodzone zieloną siatką (niemetalowa) na jakiś niecały metr wysokości. Ja wolę sobie z dystansu jednak je obserwować. Szybko, sprawnie zeszliśmy ponownie do poziomu Doi Saket, naszym oczom ukazał się pełny parking z busami hotelowymi, pick upami żółtymi z turystami
„Nic nie może przecież wiecznie trwać ...”. Całe szczęście my już się ewakuowaliśmy do wyjścia.
Opłaciło się to poranne wstanie. Okiem kąta zobaczyłam, że można wypożyczyć chusty u pań w sklepiku (20 thb). Gdy zeszliśmy ze schodów, wstąpiliśmy na lokalny bazarek. No i byliśmy tutaj atrakcją. Spotkaliśmy same mile spojrzenia, nie takie jak w Lamphun. Machina do odganiania much od surowego mięsa: mistrzostwo! (obejrzyj filmik). Zgodnie z rozkładem przystanek końcowy białego pick upa, ma być obok szkoły. Jednak na miejscu nic nie zastaliśmy. Postanowiliśmy wrócić żółtym. Okazało się, że ma inną trasę m. in. przez Ogród Botaniczny. Niestety nie mieliśmy już siły. Spędziliśmy tam ponad 4 godziny. Wróciliśmy do Warorot Market (40 thb). Cała wycieczka dla dwóch osób wyniosła nas 80 thb (8,55zł za około 45 km). Taniocha, jeżeli jedziesz na własną rękę :-). Licząc powrót do hotelu dziś przeszliśmy jakieś 11 km.

A po i z schodów wchodziłam/schodziłam tak:
Podsumowanie:
Jak dojechać? Z Warorot Market: pick up biały/żółty, cena za osobę 20 thb.
Powrót: Łapać pick up'a na drodze przy świątynni lub na głównej trasie, cena za osobę 20 thb.
Wstęp do świątyni: bezpłatny.
Kobiety: odpowiedni strój (zakryte: ramiona, kolana, dekolt, brzuch). Na miejscu w sklepie możliwość wypożyczenia chusty (20thb).
Na terenie samej świątyni: wymagane ściągniecie obuwia (uwaga: na dziurawe skarpetki ;-) )
Zakaz: palenia, picia %.
Nakaz: stosowne zachowanie.

Link: Zdjęcie sferyczne :-)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Egzotyczne owoce w Tajlandii

Będąc w egzotycznym kraju, nie sposób jest się oprzeć w testowaniu tutejszych owoców. Wraz z rozwojem infrastruktury transportu niemal każdy egzotyczny owoc możemy znaleźć w sąsiednim markecie mieszkając w Polsce. Dziś przeglądając z ciekawości gazetki "Co mamy w promocji po świętach w Polsce?" (wyjaśnienie: został mi taki nawyk, nawet będąc obecnie w Azji, czasami lubię zajrzeć do gazetek dużych marketów, co jest obecnie na topie, mam świadomość, że wszystko szybko się zmienia, nie chcę wrócić do Polski i mieć świadomość Neandertalczyka ;-) ). Zauważyłam owoce, które mamy dostępne na każdym lokalnym bazarku w Tajlandii. Cóż porównajmy ceny, smaki, wygląd.  Znamy większości smaki tych owoców, ponieważ są ogólnodostępne w Polsce, ale czy ich smak jest taki sam? Przykładowa tabela cen owoców Polska / Tajlandia (stan cen z dn. 27.12.2017 r.) Lp Owoc Polska Tajlandia Biedronka Lidl Tesco Auchan Carrefour

Tajskie kosmetyki cz.1

Planując kolejną podróż do Tajlandii, chciałam po testować tym razem tutejszych kosmetyków. Zrobiłam rozeznanie w sieci, jednak ciężko coś znaleźć konkretnego. Większość kosmetyków typu: kremów, masek, filtrów do opalania jest wybielająca. Sporo z nich pochodzi z Japonii. Poniżej wzięłam pod uwagę te najczęściej polecane i spotykane w sklepie ogólnodostępnym seven eleven (7/11). PASTA DO ZĘBÓW Na pierwszy ogień: ziołowa pasta do zębów. Dostępna również w smaku: kokosowym.  Cena: 49 THB = 5,29 PLN Pojemność: 25 g Zapach : polski amol Konsystencja: gęsta Opis: ziołowa, wybielająca, usuwa odbarwienia po kawie, herbacie, tytoniu, utrzymuje świeży oddech. Stosowanie: dwa razy dziennie: rano i wieczorem. Zalety: pomimo skąpej pojemności, wydaje się być bardzo wydajna, mocno się pieni, naturalne składniki. Wady: gorzka w smaku (przy kilku pierwszych użyciach, potem człowiek się przyzwyczaja), mała pojemność. Po trzy tygodniowym stosowaniu widzę same plusy: Faktycznie wybiela zęby, b

Tajskie kosmetyki cz.3

Postanowiłam napisać kolejną część dotyczącą tajskich kosmetyków. Będąc w Tajlandii napewno warto przetestować poniższe dwa produkty. Lolane Natura Hair Treatment – Maska do włosów Maska stosowana do włosów suchych i zniszczonych. Zawiera olej jojoba oraz protein jedwabiu. Sposób użycia: Po umyciu włosów nałóż maskę na wilgotne włosy i delikatnie wmasuj. Pozostaw na kilka minut, a następnie spłucz wodą. Efekt: włosy pięknie pachną, są delikatne, miękkie. Nieśmiele porównać je w dotyku do jedwabiu, w końcu to jeden ze składników maski :-) Pojemność: 100g, 500g. Cena (100g, 2018r.): 42 THB (4,62 PLN) Maski można kupić m.in. w 7eleven oraz w Family Mart. Dostępne są również inne rodzaje masek z tej serii: Color Shield ze słonecznika, Diamond Shine System z masłem macadamia, Revital Hair Fall z buraków, For smooth andstraight z ekstraktu białej lilii. Puder ryżowy marki Srichand Bangkok 1948 Znacie to uczucie będąc w Azji: "mogłabym ro