Przejdź do głównej zawartości

Lot samolotem z dzieckiem

Droga do Penang

Po 10 dniach pobytu w stolicy Malezji, przemieszczamy się na wyspę Penang. Przeżyliśmy noclegi w mieszkaniu, mieszkając tam z właścicielami. Mijaliśmy się z nimi, oni raczej preferowali nocny tryb życia, my jak na Europejczyków przystało dzienny. Aj no były plusy i minusy, ale to jak wszędzie. Mamy autobus o godzinie 09.00 z dworca autobusowego. Po wymeldowaniu się (czyt. zastosowaniu się do instrukcji z instruktażowego filmiku), około 07.55 wyszliśmy z mieszkania. Dojście na stację metra zajęło nam jakieś 10 minut z plecakami. Całe szczęście, że jeszcze jest w miarę niegorąco. Miałam trochę obawę, że się spóźnimy, ponieważ na stacji trzeba być 30 minut przed odjazdem, taka informacja widniała na bilecie online. Mamy 30 minut na dojazd, dojście, znalezienie naszego przewoźnika. Ciężko będzie zmieścić się w tym czasie. Wysiedliśmy o 8:33, szybko omijaliśmy ludzi, aby jak najszybciej dotrzeć do bramek. Nie traciliśmy czasu na błądzenie, podeszliśmy do pana strażnika pokazując wydrukowany wcześniej bilet, żeby pokazał gdzie mamy dalej zmierzać. Wskazał nam kolejki z zielonymi okienkami. Co boarding pass? A co my samolotem lecimy ... ? Serio? No dobra, podchodzimy do okienka, przekazujemy bilet (jest godzina 08:45 – stoimy jak na szpilkach), pan ze zdziwioną miną pyta, czy to faktura. Nie proszę pana, to bilet online, który zakupiliśmy na stronie internetowej. Zapytał koleżanki obok, kobieta kiwnęła głową, że wszystko ok. Pan sobie poszedł ... Kurde, bo bez jaj. Wrócił po kilku minutach, chyba skanował nasze paszporty. Potem znowu gdzieś poszedł z krótkofalówką, może upewnić się, u przewoźnika, czy jesteśmy na liście pasażerów. Panie kochany, pośpiesz się pan, bo będziemy zmuszeni jechać kolejnym, kasa przepadnie za dwa bilety, a to koszt 64 zł. Godzina 08:54, moja mina to pewnie była już "chcącopierdząca". Na tablicy widzę, że nasz autobus to gate 14, szybko wzrokiem namierzam gdzie to jest, żeby potem nie tracić czasu na szukanie bramki. Pan w końcu wraca, przybija nam pieczątkę, pokazując gdzie mamy się udać (bramka numer 14), prosi przewoźnika przez krótkofalówkę, żeby na nas poczekali. Dzięki ! Szybko zmierzamy na ruchome schody, kolejna pani od kontroli biletów. Sprawdza, czy wszystko ok, puszcza nas na schody. Podchodzimy do kolejnej pani przy bramce do autobusów, pokazujemy bilety no i każe nam siadać na krzesła w poczekalni. Autobus nasz jest opóźniony. Serio? To po co było pisać, żeby być, aż 30 minut przed. Opóźnienie trwało tylko jakieś 15 minut. Siadamy w autobusie na sam koniec, no bo tam najlepszy widok.
Autobus VIP (taka informacja widniała na biletach). Duże, miękkie, skórzane siedzenia. Czeka nas ponad 5 godzin jazdy, to jakieś 346 km do Butterworth, potem przesiadka na prom :-) Okazuje się, że klimatyzacja za mną jest uszkodzona (wyrwane pokrętło) mocno wieje mi w kark i w głowę, kaptur nie pomaga, pięciu godzin nie będę w stanie wytrzymać. Przesiadamy się na siedzenia przedostatnie, które nadal są wolne. Widzimy, że ludzie mają numerację na biletach, a my nic. Pytamy pana, który po raz kolejny sprawdza bilety w środku (to już chyba z 4 kontrola tego samego biletu), że nie wiemy gdzie siedzimy, ponieważ nie mamy żadnej informacji na bilecie. Zabrał nasz wydrukowany bilet i poszedł sobie haha. Spoko. Najwyżej się przesiądziemy. No i musieliśmy zmienić miejsce, ponieważ ktoś miał wykupione przedostatnie siedzenia. Wróciliśmy na koniec busa, zatkałam obie dziury klimatyzacji moją chustą, i było już spoko. Wtedy pan wrócił z listą i naszym biletem i powiedział, że nasze miejsca są na początku haha, do tego pojedyncze. Wyprosił chłopaków z początku, i kazał nas tam usiąść. Podróż minęła przyjemnie. Szybko zleciało, za oknami widzieliśmy przepiękne widoki np. palmy wyglądały jakby posadzone od linijki, plantację ananasów (takie małe krzaczki, a z nich wystawały główki ananasów), przepiękną dżunglę, rzekę, ogromne skały. 
Warto było ! Kierowca w trakcie jazdy, puszczał z CD lokalne hity, przyjemne dla ucha :-) Autobus bardzo wygodny, nawet wygodnie było się chwilę zdrzemnąć. Kątem oka widziałam reklamy muzułmanek w hidżabach lub w burkach, np. reklamujących szampon do włosów lub kosmetyki. Zdziwiło mnie to, nie powiem.
Dojechaliśmy do Butterworth, wysadzono nas na przystanku autobusowym i dalej wyruszyliśmy za ludźmi. Zaczepiła nas strażniczka, pytając dokąd jedziemy, powiedzieliśmy, że do Penang promem, a ona, że za nami stoi autobus do Penang: "Free, free !!!". Patrzymy, o co kaman. Pierwsze słyszę, o czymś takim. No dobra, może miasto się wzbogaciło na turystach i organizuje za to darmowe przejazdy, fajnie. Pakujemy się do środka, pytamy jeszcze kierowce, czy do Penang, a on uśmiecha się i potwierdza. No i po kilku minutach wyszło szydło z worka. Autobus podwoził tylko ludzi do promu, potem trzeba było podejść do kasy kupić bilet i czekać na prom. Bilety taniocha ! Za osobę 1,20 MYR, dzieci 0,60 MYR, a to dodatkowa atrakcja, przejechać się promem :-) Specjalnie kupiłam bilety do Butterworth, a nie od razu do Penang. Płynęliśmy jakieś 20 minut. 
Wiatr we włosach i te sprawy. Miałam zabawną sytuację, siedziałam na ławce z dwoma chłopakami, którzy robili zdjęcia sobie w taki sposób, żebym znalazła się z nimi w tle. Mieliśmy ubaw z Tomkiem. Potem widziałam (pytanie skąd? miałam ciemne okulary, nie widzieli, że ja widzę co robią) jak przesyłali sobie zdjęcia, wybierając najlepsze wysyłali komuś na messengerze.
Wychodząc z promu, dostaliśmy dużo propozycji "Taxi? Taxi?". Od razu zamówiliśmy Graba za 5 MYR, do hotelu. Pieszo z plecakami nie mieliśmy siły iść ponad 2 km. Przesympatyczny kierowca, pytał skąd jesteśmy, oczywiście zrozumiał Holand, zamiast Poland :-) Ale kojarzył, że u nas jest teraz zima. Ciężko było znaleźć nasz hotel, nie miał żadnej tabliczki z nazwą, dzięki pomocy sąsiadki naszego hotelu, jak się potem okazało udało się :-) Pod latarnią najciemniej. Byliśmy tam, ale poszliśmy dalej, szukając na upartego jakiś oznaczeń. Fajny mamy hotel, z prywatną łazienką, bardzo czysta kuchnia, nie to co ostatnio u Hindusów. Tak ostatnio mieszkaliśmy u Hindusów, potwierdzam nie tylko brudne dzielnice, ale też mieszkania. Tutaj czysto, miło, przyjemnie. My nie mamy dużych wymagań, wystarczy, żeby było schludnie. Co z tego jak jest nowe mieszkanie jak w środku panuje syf. Dobra co do miasta Penang. Przeszliśmy się trochę, jest urocze ! Przepiękne stare kamienice, na drodze jakieś kolorowe malunki, widziałam już jednego street art. Czuję, że nam się tutaj spodoba ! :-) 
W Penang nawet KFC ma przepiękny budynek.
Na koniec krótki filmik z trasy.
Podsumowanie:
Jak dojechać z Kuala Lumpur do Penang?
My wybraliśmy autobus z Kuala Lumpur z dworca Terminal Bersepadu Selatan do Butterworth. Bilety zamówiliśmy online na stronie: 12go.asia. Pamiętajcie o ich wydrukowaniu. Potem w Butterworth przesiadka na prom.
Cena busa:  około 64 zł (dwie osoby). Trasa zajęła ponad 5 godzin. 
Cena biletu promu: 1,2 MYR (osoba dorosła).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Egzotyczne owoce w Tajlandii

Będąc w egzotycznym kraju, nie sposób jest się oprzeć w testowaniu tutejszych owoców. Wraz z rozwojem infrastruktury transportu niemal każdy egzotyczny owoc możemy znaleźć w sąsiednim markecie mieszkając w Polsce. Dziś przeglądając z ciekawości gazetki "Co mamy w promocji po świętach w Polsce?" (wyjaśnienie: został mi taki nawyk, nawet będąc obecnie w Azji, czasami lubię zajrzeć do gazetek dużych marketów, co jest obecnie na topie, mam świadomość, że wszystko szybko się zmienia, nie chcę wrócić do Polski i mieć świadomość Neandertalczyka ;-) ). Zauważyłam owoce, które mamy dostępne na każdym lokalnym bazarku w Tajlandii. Cóż porównajmy ceny, smaki, wygląd.  Znamy większości smaki tych owoców, ponieważ są ogólnodostępne w Polsce, ale czy ich smak jest taki sam? Przykładowa tabela cen owoców Polska / Tajlandia (stan cen z dn. 27.12.2017 r.) Lp Owoc Polska Tajlandia Biedronka Lidl Tesco Auchan Carrefour

Tajskie kosmetyki cz.1

Planując kolejną podróż do Tajlandii, chciałam po testować tym razem tutejszych kosmetyków. Zrobiłam rozeznanie w sieci, jednak ciężko coś znaleźć konkretnego. Większość kosmetyków typu: kremów, masek, filtrów do opalania jest wybielająca. Sporo z nich pochodzi z Japonii. Poniżej wzięłam pod uwagę te najczęściej polecane i spotykane w sklepie ogólnodostępnym seven eleven (7/11). PASTA DO ZĘBÓW Na pierwszy ogień: ziołowa pasta do zębów. Dostępna również w smaku: kokosowym.  Cena: 49 THB = 5,29 PLN Pojemność: 25 g Zapach : polski amol Konsystencja: gęsta Opis: ziołowa, wybielająca, usuwa odbarwienia po kawie, herbacie, tytoniu, utrzymuje świeży oddech. Stosowanie: dwa razy dziennie: rano i wieczorem. Zalety: pomimo skąpej pojemności, wydaje się być bardzo wydajna, mocno się pieni, naturalne składniki. Wady: gorzka w smaku (przy kilku pierwszych użyciach, potem człowiek się przyzwyczaja), mała pojemność. Po trzy tygodniowym stosowaniu widzę same plusy: Faktycznie wybiela zęby, b

Tajskie kosmetyki cz.3

Postanowiłam napisać kolejną część dotyczącą tajskich kosmetyków. Będąc w Tajlandii napewno warto przetestować poniższe dwa produkty. Lolane Natura Hair Treatment – Maska do włosów Maska stosowana do włosów suchych i zniszczonych. Zawiera olej jojoba oraz protein jedwabiu. Sposób użycia: Po umyciu włosów nałóż maskę na wilgotne włosy i delikatnie wmasuj. Pozostaw na kilka minut, a następnie spłucz wodą. Efekt: włosy pięknie pachną, są delikatne, miękkie. Nieśmiele porównać je w dotyku do jedwabiu, w końcu to jeden ze składników maski :-) Pojemność: 100g, 500g. Cena (100g, 2018r.): 42 THB (4,62 PLN) Maski można kupić m.in. w 7eleven oraz w Family Mart. Dostępne są również inne rodzaje masek z tej serii: Color Shield ze słonecznika, Diamond Shine System z masłem macadamia, Revital Hair Fall z buraków, For smooth andstraight z ekstraktu białej lilii. Puder ryżowy marki Srichand Bangkok 1948 Znacie to uczucie będąc w Azji: "mogłabym ro