Przejdź do głównej zawartości

Lot samolotem z dzieckiem

Droga do Ipoh

Skończyła się nasza podróż (10 dni) na wyspie Penang. Następnym punktem programu jest miasteczko Ipoh. Postanowiliśmy tam pojechać autobusem. Bilety zamówiliśmy z wyprzedzeniem na stronie 12goasia, jakoś pewniej się czujemy, gdy mamy zarezerwowane miejsca. Po co ryzykować, że zabraknie Ci miejsca. Bilety wyniosły nas jakieś 34 MYR (za 2 osoby), trasa liczy jakieś 150 km z Butterworth. Przeliczyłam koszta podróży w różnych kombinacjach i nasza wyszła prawie najtaniej i na dodatek komfortowo. Wymeldowaliśmy się z hotelu. Ogólnie mogę polecić tani hotel, jakby ktoś był w George Town. Check in jest jak zabawa w Escape room. Instrukcje otrzymujesz w wiadomości prywatnej i działasz zgodnie ze wskazówkami właściciela, typu: wciśnij kod, otwórz sejf w środku jest klucz. Sam się meldujesz, podobnie z wymeldowaniem. Wracając do biletu, musieliśmy do gdzieś wydrukować. Dzień przed szukaliśmy punktu wydruku, ale ciężko było. W ogóle to zabawnie tutaj jest z wydrukowaniem czegokolwiek, zaczynając od Tajlandii kończąc na Malezji. Np. w Bangkoku w naszym hotelu zaśpiewali nam chorą sumę za wydrukowanie i zeskanowanie kilku kartek. W Chiang Mai posiadali drukarki, ale na tzw. "pokaz", a no żeby było widać, że porządny serwis. Gdy pytaliśmy gdzie możemy coś wydrukować, każdy pokazywał nam inny kierunek :-) W Kuala Lumpur też było zabawnie, ponieważ w niedzielę szukaliśmy otwartego punktu (wiem mało rozsądne posunięcie, w weekend szukać czegoś otwartego) według google punkty działały 24 h na dobę, ale jak zachodziliśmy okazywało się, że mają zamknięte, albo siedział sobie pan w środku, ale odprawiał nas z kwitkiem. Natomiast w George Town do trzech razy sztuka udało się wydrukować 1 kartę (na czarno-biało) koszt 1 MYR, zrobiliśmy to przed wejściem na prom w dzielnicy Little India. Wydrukować coś w Azji, to pewne wyzwanie, chyba, że masz to szczęście i w hotelu mają sprawną drukarkę, bo że mają drukarkę to mogą mieć, ale ważne czy działającą. Autobus mieliśmy o godzinie 13.00. Dojechaliśmy Uberem i około 11.30 czekaliśmy na prom, który kursuje co 20-30 minut. Więc poszliśmy w ciemno i udało się, dosłownie za 4 minuty siedzieliśmy już na promie. Niby szliśmy tylko 500 metrów, ale byliśmy już cali spoceni, temperatura + plecaki robią swoje. Na promie było czuć przyjemny wiatr. 
Po 20 minutach byliśmy już w Butterworth, i tu wielkie brawa dla miasta. Bezpłatne autobusy jadące na dworzec już na nas czekały. Wsiedliśmy i za jakieś 10 minut byliśmy już na dworcu autobusowym. I tu się zaczęło ! "Ipohhhhhhhhhhh !", "Where are you going?", "Bus, bus?". Tomek się zirytował ... Wkurzony olał natrętnego naciągacza. Pan po prostu chciał sprzedać nam bilet do Ipoh swojego przewoźnika, pech chciał, że kupiliśmy bilety online, wystarczyło mu to powiedzieć i się odczepił, dodatkowo wskazał nam gdzie mamy się udać z tym biletem. Kolejny szok. Weszliśmy do pomieszczenia, krzyki jak na jarmarku. Co widzimy na pierwszy rzut oka? Kilka okienek z różnymi przewoźnikami, każdy chce Cię zwerbować do siebie. Od razu udajemy się do naszego. Nie ma nikogo w okienku. Zaskoczeni? Skądże znowu, to Azja :-) Pan przed nami, bardzo chce nam pomóc. Pyta gdzie jedziemy, o której itp. Wyjaśniamy mu, że mamy kupione bilety, pokazujemy mu. Potwierdza, że dobrze przyszliśmy, musimy pokazać pani wydrukowany voucher. Dzięki, wiemy. No i znowu to samo. Stoimy w kolejce, wpycha się starsza pani, potem inna. Halo ! My tu też czekamy. Wiecie co? Postanowiliśmy, że musimy postępować tak jak oni, to jest dżungla, i każdy walczy o przetrwanie. Dziś to samo, w drodze do promu, trafiliśmy na mural. Stałam chciałam zrobić zdjęcie, wlazła mi z tyłu Chinka! Brr. Normalnie podniosła mi ciśnienie. 
Ten miły pan z dworca załatwił to co miał załatwić, i zrobił nam wstęp. Powiedział pani kasjerce, że mamy kupiony bilet online (w języku malajskim). Pani wiedziała o co chodzi, wydrukowała nam bilety, napisała peron + rejestrację autobusu. Podziękowaliśmy panu, bo był przesympatyczny, sprawiło mu dużą przyjemność udzielenie pomocy farangowi. 
Do odjazdu autobusu mieliśmy jeszcze 40 minut. Jak tylko nadjeżdżał autobus z promu, nawoływacze uaktywniali się i krzyczeli (to mało powiedziane) jak można mieć, aż tak doniosły głos ! Wow ! Może pamiętacie jak pisałam, że w Tajlandii nie zginiecie, że ludzie się o was zatroszczą? To samo macie w Malezji :-) Macie o tyle łatwiej, że większość z nich zna angielski. Ile osób pytaliśmy o coś, każdy nas rozumiał.
 Autobus podstawił się 10 minut przed odjazdem. Wpakowaliśmy bagaże i zajęliśmy miejsca. Podróż szybko zleciała (trwała 2 godziny). Było zabawnie, ponieważ dużo dzieci jechało z nami, a wiecie takie to długo nie usiedzą na miejscu. No i widzieliśmy jak brat tłukł się z siostrą, wyrywanie sobie jedzenia, nakryć. Nie narzekaliśmy na nudę, a poza tym byliśmy jedynymi białymi, więc dzieci się nami interesowały wzrokowo. Spokojnie mamy dystans do siebie określając nas białymi, czy farangami :-)
Dojechaliśmy do dworca Amanjaya(oddalonego od naszego hotelu jakieś 10 km). Szybka akcja, zabranie bagaży, wyjście z dworca. Przy wyjściu zaczepił mnie pan rozdający ulotki kremu z awokado. Jeszcze w ruchu zdążył posmarować moją dłoń tym kremem haha, pomimo, że tylko z uprzejmości wzięłam tę ulotkę. Każdy go olewał. Zamówiliśmy Graba (12 MYR za 10 km). Cóż, mamy hotel bardzo blisko hinduskiej świątyni. Samo miasteczko Ipoh znane było z wydobywania cyny w XIX wieku. Po upadku gospodarczym (spadku cen surowca oraz wysokich cen energii), miasto zostało trochę w tyle. Większość mieszkańców obecnie tu stanowią Chińczycy. Penang zrobiło na nas duże wrażenie, polecamy tamto miejsce. Chcemy dać szansę również Ipoh. Będziemy tu tydzień. Okaże się, czy miasteczko nas zauroczy. Na pewno jest tu mało turystów, odczuwamy zainteresowanie mieszkańców, przechadzając się po uliczkach. Np. dziś idąc w głąb miasta młodzież z samochodu do nas krzyczała i machała. Zabawnie. Miasto znane jest z m. in. z dobrego jedzenia, białej kawy ( próbowaliśmy już dziś jej, smaczna!), nadziewanych herbatników. Niby już jesteśmy w Malezji prawie miesiąc, zaskoczył mnie fakt, że od 1 września 2017 r. rząd wprowadził podatek turystyczny dla obcokrajowców, farang płaci dodatkowo 10 MYR za noc. Dopiero dziś się z tym spotkaliśmy w recepcji hotelu. Na szczęście zapłaciliśmy dodatkowo 10 MYR za pokój, a nie za osoby. Wtedy było by dwa razy więcej.
Podsumowanie:
Jak dojechać z Penang do Ipoh?
Poniżej przedstawiam 3 różne opcje (ceny z dnia 15.02.2018r.)
  1. Autobus bezpośredni z Penang do Ipoh (koszt za osobę ok. 28 MYR).
    Koszt dla 2 osób ok. 56 zł.
  2. Uber/ Grab: z hotelu do promu koszt ok. 5 MYR.
    Prom do Butterworth 0 MYR (przejazd bezpłatny).
    Autobus z Butterworth do Ipoh (17 MYR za osobę).
    Koszt dla dwóch osób 39 zł.
  3. Opcja najtańsza: autobusem miejskim CAT (bezpłatny) przyjechać na prom.
    Prom do Butterworth (bezpłatny).
    Autobus z Butterworth do Ipoh (17 MYR od osoby).
    Koszt dla dwóch osób 34 MYR.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Egzotyczne owoce w Tajlandii

Będąc w egzotycznym kraju, nie sposób jest się oprzeć w testowaniu tutejszych owoców. Wraz z rozwojem infrastruktury transportu niemal każdy egzotyczny owoc możemy znaleźć w sąsiednim markecie mieszkając w Polsce. Dziś przeglądając z ciekawości gazetki "Co mamy w promocji po świętach w Polsce?" (wyjaśnienie: został mi taki nawyk, nawet będąc obecnie w Azji, czasami lubię zajrzeć do gazetek dużych marketów, co jest obecnie na topie, mam świadomość, że wszystko szybko się zmienia, nie chcę wrócić do Polski i mieć świadomość Neandertalczyka ;-) ). Zauważyłam owoce, które mamy dostępne na każdym lokalnym bazarku w Tajlandii. Cóż porównajmy ceny, smaki, wygląd.  Znamy większości smaki tych owoców, ponieważ są ogólnodostępne w Polsce, ale czy ich smak jest taki sam? Przykładowa tabela cen owoców Polska / Tajlandia (stan cen z dn. 27.12.2017 r.) Lp Owoc Polska Tajlandia Biedronka Lidl Tesco Auchan Carrefour

Tajskie kosmetyki cz.1

Planując kolejną podróż do Tajlandii, chciałam po testować tym razem tutejszych kosmetyków. Zrobiłam rozeznanie w sieci, jednak ciężko coś znaleźć konkretnego. Większość kosmetyków typu: kremów, masek, filtrów do opalania jest wybielająca. Sporo z nich pochodzi z Japonii. Poniżej wzięłam pod uwagę te najczęściej polecane i spotykane w sklepie ogólnodostępnym seven eleven (7/11). PASTA DO ZĘBÓW Na pierwszy ogień: ziołowa pasta do zębów. Dostępna również w smaku: kokosowym.  Cena: 49 THB = 5,29 PLN Pojemność: 25 g Zapach : polski amol Konsystencja: gęsta Opis: ziołowa, wybielająca, usuwa odbarwienia po kawie, herbacie, tytoniu, utrzymuje świeży oddech. Stosowanie: dwa razy dziennie: rano i wieczorem. Zalety: pomimo skąpej pojemności, wydaje się być bardzo wydajna, mocno się pieni, naturalne składniki. Wady: gorzka w smaku (przy kilku pierwszych użyciach, potem człowiek się przyzwyczaja), mała pojemność. Po trzy tygodniowym stosowaniu widzę same plusy: Faktycznie wybiela zęby, b

Tajskie kosmetyki cz.3

Postanowiłam napisać kolejną część dotyczącą tajskich kosmetyków. Będąc w Tajlandii napewno warto przetestować poniższe dwa produkty. Lolane Natura Hair Treatment – Maska do włosów Maska stosowana do włosów suchych i zniszczonych. Zawiera olej jojoba oraz protein jedwabiu. Sposób użycia: Po umyciu włosów nałóż maskę na wilgotne włosy i delikatnie wmasuj. Pozostaw na kilka minut, a następnie spłucz wodą. Efekt: włosy pięknie pachną, są delikatne, miękkie. Nieśmiele porównać je w dotyku do jedwabiu, w końcu to jeden ze składników maski :-) Pojemność: 100g, 500g. Cena (100g, 2018r.): 42 THB (4,62 PLN) Maski można kupić m.in. w 7eleven oraz w Family Mart. Dostępne są również inne rodzaje masek z tej serii: Color Shield ze słonecznika, Diamond Shine System z masłem macadamia, Revital Hair Fall z buraków, For smooth andstraight z ekstraktu białej lilii. Puder ryżowy marki Srichand Bangkok 1948 Znacie to uczucie będąc w Azji: "mogłabym ro