Przejdź do głównej zawartości

Lot samolotem z dzieckiem

Podróż do Kuala Lumpur

W 27.01.2018r. zmieniamy nasze miejsce pobytu i lecimy do Malezji (Kuala Lumpur). Byliśmy rok temu w stolicy Malezji, ale tylko na dwie noce. Wtedy odwiedziliśmy wieczorem bliźniacze wieże oraz Batu Caves, które wtedy było w remoncie. Teraz chcemy wnikliwiej poznać to państwo. Lot mamy o godzinie 09.10. Obywatele Polski na terenie Malezji nie potrzebują wizy do 90 dni. Nam to w zupełności wystarczy. Wstaliśmy o godzinie 05:00, a no bo wiecie ... a może coś nam po drodze wypadnie niespodziewanego. Wczoraj uzyskaliśmy informację, że dojazd na lotnisko czerwonym pick upem wynosi 200 thb. A to tylko jakieś 4 km z naszego hotelu, cenią się. O 00:35 słyszałam, sąsiadów słuchających Pink. Serio, akurat dziś ? Na szczęście długo to nie trwało. O tej porze mój organizm mówi: "nie mów do mnie teraz !!!" z podkreśleniem "!!!". Zeszłam na dół nastawić czajnik na kawę, już widziałam, że van pod hotelem grzeje silnik oraz zapalone światła w oknach w niektórych pokojach. Kto normalny wstaje o tej porze ? Być może, Chińczycy jadą odwiedzić swoje rodziny, ponieważ zbliża się Chiński Nowy Rok (28.01.2018r.). Ogarnęliśmy się w miarę sprawnie jak na tę godzinę, 06:15. Zamówiliśmy Ubera, z minuty na minutę cena za przejazd rosła. Niestety Grab jeszcze nie jeździł. Podróż nas wyniosła 200 thb, czyli wyszło tak samo jak za pick upa, tylko tyle, że bardziej komfortowe warunki jazdy :-) Wiecie co, temperatura rano wynosiła jakieś 20 stopni, ciepło . Dojechaliśmy po 15 minutach. Po drodze mijaliśmy biegaczy z numerami na t-shirtach. Po 6 rano ktoś urządził zawody, no cóż ze względu na temperaturę. Po południu w pełnym słońcu, ciężko by było biegać. Przy samych drzwiach czekała na nas kontrola bagaży. Lotnisko w Chiang Mai jest takie małe, odległości od punktów są bardzo bliskie. Najczęstsze słyszane tutaj słowo to: taxi, taxi :-)
 W Tajlandii nie zginiecie, ludzie tutaj już się o to postarają. Kierując się w stronę nadania bagaży, zaczepił nas kierowca taxi, z czapką zimową na głowie, z bananem na twarzy zaproponował nam: "Taxi, taxi ? ". Zaczęliśmy się śmiać z Tomkiem, mówiąc, że mamy za jakiś czas lot. Pokazał nam swoje śnieżnobiałe zęby w geście nie zrozumienia. Po prostu chyba nie ogarnął. Tutaj o tej porze jest tak mało ludzi, taka cisza. Nadanie bagaży, kontrola bagaży podręcznych, przejście przez kontrolę paszportową wszystko zajęło nam jakieś TYLKO 20 minut. Bardzo sprawne, przyjazne lotnisko :-) 
Może pamiętacie jak przy wizycie w urzędzie imigracyjnym trochę panikowaliśmy, że mamy chyba pomieszane karty Departure Card? Tam nikt tego nie sprawdzał, okazało się na lotnisku, że mieliśmy pomieszane, panie przekreśliły długopisem numery kart i nawet nas o tym nie poinformowały :-) Czytałam gdzieś na forum, blogach, że tego nikt nie sprawdza. Czyżby? Internet prawdę Ci powie. Śmiesznie się czujemy, bo większość turystów chodzi tutaj w kurtkach puchowych, długich spodniach, my: np. w krótkich spodenkach. Bagaż rejestrowany ważył tylko 12,3 km, a Tomek marudzi, że taki ciężki :-) 
Lot minął spokojnie, trochę się przemęczyliśmy w tym samolocie. Mało miejsca na nogi, a ja mam tylko 165 cm, pomyślcie jakie katusze miał Tomek. Miałam dużego sąsiada, który chrapał.
ja ze współpasażerem
Po wylądowaniu, kupiliśmy internet na 30 dni 4,2 GB za 25 RM (1 zł = 1,16 ringita malezyjskiego). Zmierzaliśmy w stronę kontroli paszportowej. O matko … nic się nie zmieniło, rok temu też takie kolejki były. Staliśmy ponad godzinę, aby otrzymać pieczątkę w paszporcie. Były otwarte 4 okienka dla zagranicznych turystów. Z tego co zauważyłam większość z nich była z Azji. Spokojnie, tutaj też bywają Janusze, którzy „niespostrzeżenie” przechodzili pod taśmą, w celu skrócenia sobie kolejki = czekania. 
Udało się, wystarczyło spojrzeć w kamerkę oraz odcisnąć wskazujące dwa palce. Pora na odebranie bagaży. Zmierzamy i widzimy taśmy od 6-10, na żadnej nie ma jeszcze naszego lotu. Idziemy do toalety trochę się ogarnąć. Tak swoją drogą zauważyłam, że tutaj w roli osób sprzątających, dbających o czystość są hindusi (nie wiem, czy dobrze zaobserwowałam, ale chyba osoby z Indii). Chociaż nie ukrywam nie potrafię rozróżnić ich pochodzenia: ludzi z Indii, Sri Lanki itp. Toalety w pełni satysfakcjonujące, pani otrzymała opinię: Excellent! Wróciliśmy ponownie szukać bagażu. Jak nie było naszego lotu, tak i nie ma. Pewnie jesteśmy ostatni i gdzieś na boku są nasze bagaże myślimy sobie. Idąc, uśmiechnęła się do mnie dziewczyna z plakietką na smyczy, zapewne biuro informacji. Zapytaliśmy jej gdzie możemy szukać swojego bagażu, podaliśmy numer lotu, nazwę miasta Chiang Mai no i okazało się, taśma numer 5. No tak pomiędzy taśmami 6 i 5 są sklepy markowe m. in. Gucci. No i jest ! Chyba ostatni na taśmie, nasza pomarańczka widoczna z daleka.
występy artystyczne na lotnisku
 Szukamy teraz czegoś do jedzenia. Po drodze zobaczyliśmy okienko z biletami na busa do miasta. Lotnisko oddalone jest od miasta, aż 55 km. Sprawdziliśmy, że ta opcja jest najtańsza. Mieliśmy do wyboru jeszcze: „taxi, taxi”, pociąg 55 zł za osobę 30 minut jazdy (!), Ubera / Graba. Okazało się, że nie przyjmują karty, tylko gotówkę. No to teraz poszukiwanie bankomatu. Udało się, ale padamy z głodu, od 9 godzin nic nie jedliśmy idziemy do KFC. Zobaczymy, co innego tutaj mają. Dziwne tutaj się czuję. Bardzo dużo hindusów, którzy się przyglądają jakby ufo widzieli oraz jakieś 90% kobiet nosi hidżab. Jest ponad 30 stopni, strasznie duszno, a ja i tak noszę długi rękaw dziś, żeby nie rzucać się mocno w oczy. Wróciliśmy po bilety do pani w okienku zapłaciliśmy 12 RM za osobę, sporo zaoszczędziliśmy, droga trwa jakąś godzinę. Jakoś udało się sprawnie znaleźć dworzec idąc w kierunku L1. Pokazaliśmy kierowcy bilety, dobrze trafiliśmy. No i przyzwyczajeni, że jak na bilecie jest numer siedzenia to tak mamy siadać. Nic bardziej mylnego. Idąc korytarzem szukałam jakiś oznaczeń z numerem 10 A i B, nic nie widziałam. Jacyś chłopacy powiedzieli, że to tu nie obowiązuje i możemy siadać gdzie chcemy. Spoko, tylko, że nie było już wolnych dwóch miejsc. Wpakowałam się na siedzenie obok jakiegoś chłopaka na tyle, Tomek znalazł ostatnie miejsce na początku. Mój współpasażer strasznie kaszlał, zapewne palacz, wyczuwałam od niego tytoń. Po godzinie dojechaliśmy na stacje KL Sentral. Następnie poszliśmy szukać transportu do hotelu, przystanek Putra. Ile ludzi … tragedia połapać się w tych liniach.
Namierzyliśmy linie KTM (na tablicy na dworcu była koloru pomarańczowego). Pan pokazał, gdzie iść ręką, że „tam”. Poszliśmy dużo za daleko … trzeba było się wracać. Z tymi plecakami to już w ogóle porażka jakaś. Padaliśmy na twarz. Udało się, kupić bilety (3,80 RM /2 osoby: 3 przystanki), przejść z żetonami (inaczej bilet) przez bramki. No i co widzimy? Opóźnienie ! Mamy dopiero za jakieś 35 minut. Przyzwyczajeni, że w Bangkoku co kilka minut jedzie BTS, tutaj tak kolorowo nie ma. Nie mamy sił iść po schodach i szukać taksówki, bądź Ubera. Po prostu czekamy. Wokoło masa hindusów, a to dlatego, że zbliża się ich ważne święto, na którym planujemy z Tomkiem być. Będzie to dla ludzi tylko o mocnych nerwach. Swoje odczekaliśmy, jedziemy do hotelu. Tutaj jest dziwna historia. Pod impulsem basenu na dachu, Tomek zamówił hotel, w którym będziemy mieszkać z właścicielami mieszkania. Dziwnie brzmi prawda? Sami nie wiemy co nas tam czeka. Na szczęście mamy bardzo blisko metra hotel. Ogromne budynki, z różnymi wejściami. 
widok z balkonu
Właścicielka nas poinstruowała co i jak. Ochroniarz budynku wyszedł ze swojej budki i zapytał, czy tutaj mieszkamy. A my, że tak ! Czy może nam wskazać budynek B. Pokazał i udaliśmy się w stronę hotelu. Winda pożal się Boże, jest tak powolna, że nie boję się, że zostanę w niej przyciaśnięta jak zazwyczaj. Jak wygląda mieszkanie ? Cóż, mieszkanie składa się z 4 pokoi (w tym mega duży salon). Dwa pokoje właścicielka wynajmuje ludziom. Mamy do dyspozycji łazienkę prywatną dla gości, cały salon, balkon w salonie, kuchnie. Oni mieszkają obok nas. Mamy mieszane uczucia, czas pokaże :-) Ale internet jak tutaj chodzi bardzo szybko. Wieczorem wybraliśmy się coś zjeść. Mamy bardzo blisko galerie handlową. 
Tak w ogóle, tutaj dochodzi kolejna godzina czasu względem czasu polskiego. Jak w Polsce jest 16:00, to u nas 23.00 (+7 godzin do przodu). No i od razu widać, różnice pomiędzy Tajlandią, a Malezją. Po pierwsze skutery są tutaj rzadkością, być może ludzi stać na samochody, po drugie jest troszkę czyściej. Przynajmniej tak wygląda, no i po trzecie coś tym razem negatywnego: dużo bezdomnych na chodnikach. Co 400 m ktoś siedzi i prosi o pieniądze. Tego bardzo nie lubimy... Jeden z nich to nawet połasił się położyć obok siebie lalkę, udając, że to małe dziecko ! Dacie wiarę? Okropność! To duży minus na chwilę obecną. Okaże się dalej co tutaj zastaniemy. Na razie przeżyliśmy trochę szok kulturowy. Tutaj jest tyle narodowości ...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Egzotyczne owoce w Tajlandii

Będąc w egzotycznym kraju, nie sposób jest się oprzeć w testowaniu tutejszych owoców. Wraz z rozwojem infrastruktury transportu niemal każdy egzotyczny owoc możemy znaleźć w sąsiednim markecie mieszkając w Polsce. Dziś przeglądając z ciekawości gazetki "Co mamy w promocji po świętach w Polsce?" (wyjaśnienie: został mi taki nawyk, nawet będąc obecnie w Azji, czasami lubię zajrzeć do gazetek dużych marketów, co jest obecnie na topie, mam świadomość, że wszystko szybko się zmienia, nie chcę wrócić do Polski i mieć świadomość Neandertalczyka ;-) ). Zauważyłam owoce, które mamy dostępne na każdym lokalnym bazarku w Tajlandii. Cóż porównajmy ceny, smaki, wygląd.  Znamy większości smaki tych owoców, ponieważ są ogólnodostępne w Polsce, ale czy ich smak jest taki sam? Przykładowa tabela cen owoców Polska / Tajlandia (stan cen z dn. 27.12.2017 r.) Lp Owoc Polska Tajlandia Biedronka Lidl Tesco Auchan Carrefour

Tajskie kosmetyki cz.1

Planując kolejną podróż do Tajlandii, chciałam po testować tym razem tutejszych kosmetyków. Zrobiłam rozeznanie w sieci, jednak ciężko coś znaleźć konkretnego. Większość kosmetyków typu: kremów, masek, filtrów do opalania jest wybielająca. Sporo z nich pochodzi z Japonii. Poniżej wzięłam pod uwagę te najczęściej polecane i spotykane w sklepie ogólnodostępnym seven eleven (7/11). PASTA DO ZĘBÓW Na pierwszy ogień: ziołowa pasta do zębów. Dostępna również w smaku: kokosowym.  Cena: 49 THB = 5,29 PLN Pojemność: 25 g Zapach : polski amol Konsystencja: gęsta Opis: ziołowa, wybielająca, usuwa odbarwienia po kawie, herbacie, tytoniu, utrzymuje świeży oddech. Stosowanie: dwa razy dziennie: rano i wieczorem. Zalety: pomimo skąpej pojemności, wydaje się być bardzo wydajna, mocno się pieni, naturalne składniki. Wady: gorzka w smaku (przy kilku pierwszych użyciach, potem człowiek się przyzwyczaja), mała pojemność. Po trzy tygodniowym stosowaniu widzę same plusy: Faktycznie wybiela zęby, b

Tajskie kosmetyki cz.3

Postanowiłam napisać kolejną część dotyczącą tajskich kosmetyków. Będąc w Tajlandii napewno warto przetestować poniższe dwa produkty. Lolane Natura Hair Treatment – Maska do włosów Maska stosowana do włosów suchych i zniszczonych. Zawiera olej jojoba oraz protein jedwabiu. Sposób użycia: Po umyciu włosów nałóż maskę na wilgotne włosy i delikatnie wmasuj. Pozostaw na kilka minut, a następnie spłucz wodą. Efekt: włosy pięknie pachną, są delikatne, miękkie. Nieśmiele porównać je w dotyku do jedwabiu, w końcu to jeden ze składników maski :-) Pojemność: 100g, 500g. Cena (100g, 2018r.): 42 THB (4,62 PLN) Maski można kupić m.in. w 7eleven oraz w Family Mart. Dostępne są również inne rodzaje masek z tej serii: Color Shield ze słonecznika, Diamond Shine System z masłem macadamia, Revital Hair Fall z buraków, For smooth andstraight z ekstraktu białej lilii. Puder ryżowy marki Srichand Bangkok 1948 Znacie to uczucie będąc w Azji: "mogłabym ro